-Ja jestem z Charkowa. My żyjemy na pierwszej linii frontu przy Rosji. Oni cały czas domagają się tego, by zabrać nasz kraj. Codziennie zabijają naszych ludzi – mówiła przez łzy młoda Ukrainka, która na pikietę przyszła wraz z mamą.
-Moja córka była wolontariuszką w szpitalu i na własne oczy widziała, co to jest wojna. Dla niej to szok, ona nie może tego zapomnieć – tłumaczyła mama Ukrainki.
-My wiemy nie z gazet i nie z mediów czym jest agresja rosyjska – mówił inny uczestnik pikiety, Ukrainiec, który od 20 lat mieszka w Polsce. -Moja matka musiała uciekać z Donbasu w 2015 roku. Uciekała przed bombardowaniem z samą walizką, zostawiając tam cały dorobek życia.W zgromadzeniu wzięli udział także rodowici gdańszczanie. -Dlaczego przyszedłem pod konsulat? Dlatego, że leży mi na sercu całość i dobro Państwa Ukraińskiego. Trzeba pokazać przedstawicielom Federacji Rosyjskiej, że opinia w publiczna w Polsce nie zgadza się z tym stanem rzeczy – mówił dr hab. nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa UG, Marek Wilczyński, który również brał udział w manifestacji.Podczas pikiety nikt z konsulatu nie wyszedł do protestujących. -Gdyby wyszli, powiedziałbym, żeby przestali kłamać i wynosili się z Ukrainy, Mołdawii i Gruzji – mówił jeden z uczestników zgromadzenia.
Kolejna manifestacja odbędzie się dziś (16.02) o 18:00 na placu Solidarności. Swój udział w zgromadzeniu zapowiedziały już władze Gdańska.