Co dalej z nielegalnym składowiskiem tekstyliów w Kamieńcu?
Wójt gminy Cewice Jerzy Bańka przyznał, że jak w 2018 roku został wójtem i wcześniej, gdy jeszcze był radnym, składowisko w Kamieńcu (Pomorskie) już było. Zaznaczył, że to teren prywatny. Od Skarbu Państwa kupiła go spółka R. i wydzierżawiła spółce B. Jest "osłonięty, przy lesie, z drogi nie widać, ogrodzony wysokim płotem".
Początkowo, jak wskazał wójt Bańka, mieszkańcy nie zgłaszali, że pod ich nosem dzieje się na tym terenie coś niedobrego. Podobnie Lasy Państwowe. "Dopiero, jak te pryzmy urosły po kilkanaście metrów w górę, to zaczęto się tym interesować" – powiedział włodarz.
Zaznaczył, że do spółki B., a nie R., zgodnie z oceną prawną, kierował decyzje o usunięciu odpadów. "Samorządowe Kolegium Odwoławcze je uchylało, przyznając rację spółce, która uzasadniała, że to nie jest odpad, że to miało niby iść do sprzedaży" - powiedział Bańka.
Kara 1 mln zł nałożona na spółkę decyzją z 2020 r. przez Pomorski Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Gdańsku za przetwarzanie odpadów tekstylnych, od której spółka się odwołała, także została prawomocnie umorzona przez GIOŚ.
Spółka B., po takich decyzjach, mogła czuć się bezkarnie. Odpadów przybywało, a do tego od października 2021 r. na składowisku zaczęły wybuchać pożary. Do 31 października 2023 r., jak podawali strażacy, płonęło ono 33 razy.
Śledztwo w sprawie pożarów trwa
Po pierwszych pożarach na składowisku w Kamieńcu Prokuratura Okręgowa w Słupsku wszczęła śledztwo. Uzyskane opinie biegłego z zakresu pożarnictwa, jak informował rzecznik prokuratury Paweł Wnuk, wskazały, że prawdopodobną przyczyną w kilkunastu przypadkach było podpalenie. Kolejne opinie uzupełniające powstają. Przy czym dotychczas nie udało się ustalić śledczym osoby bądź grupy osób odpowiedzialnych za te podpalenia.
Śledczy przedstawili natomiast w listopadzie br. 44-letniemu Dariuszowi Z. ze Środy Wielkopolskiej zarzut nielegalnego składowania łatwopalnych odpadów tekstylnych, które ze względu na ilość, skład chemiczny, sposób składowania mogą stanowić zagrożenie dla ludzi oraz środowiska naturalnego. Podejrzany oficjalnie nie figuruje we władzach spółki B., ale z ustaleń śledztwa wynika, że to on jest osobą faktycznie zajmującą się prowadzeniem firmy.
Śledztwo trwa i nie zakończy się do 31 grudnia. "Będziemy składać wniosek do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku o przedłużenie śledztwa" – przekazał prok. Wnuk.
Wójt Bańka powiedział PAP, że gmina chce być stroną w tej sprawie. "My obecnie oficjalnie występujemy o to do prokuratury. Chcemy mieć status pokrzywdzonej, ponieważ ponosimy koszty związane z gaszeniem pożarów. Łącznie to już prawie 400 tys. zł. Jeżeli dojdzie do skierowania sprawy do sądu, będziemy chcieli być oskarżycielem posiłkowym. Jeśli dojdzie do skazania konkretnej osoby odpowiedzialnej za nielegalne składowanie tekstyliów, to gmina w sposób formalny będzie mogła wystąpić o roszczenie do tej osoby" – zaznaczył wójt.
Dodał przy tym, że przedstawione Dariuszowi Z. zarzuty prokuratorskie dla gminy jeszcze nic nie zmieniają. "Te odpady nie znikną, nawet jak podejrzanego oskarżą i skażą. On tych odpadów nie usunie. Ja z tym zostanę, a konkretnie gmina" – powiedział wójt.
Jednocześnie stanowczo oświadczył, że on, jako wójt, odpadów nie usunie. "Gmina na własny koszt tego nie zrobi, bo to przekracza 50 proc. naszego budżetu. Uaktualnione szacunki wskazują, że potrzebowalibyśmy ok. 40 mln zł, przy 70-milionowym budżecie. To absurd. Nie zaciągnę jako wójt takich zobowiązań, bo to niezgodne z ustawą o finansach publicznych, rada mi na to nie pozwoli. To by oznaczało upadek finansowy gminy, bankructwo. Tego nie zrobię. Nie doprowadzę mieszkańców do ruiny finansowej" – zarzekał się w rozmowie z PAP Bańka.
Polecany artykuł:
Wójt Kamieńca mówi, że odpadów nie usunie
W jego ocenie usuwanie odpadów "to nie jest taka prosta procedura". Żadna instalacja, na co zwrócił uwagę, nie przyjmie takiej ilości odpadów jednorazowo. Na składowisku, jak podała prokuratura, nadal jest nie mniej niż 17 tys. 700 ton tekstyliów. To, zdaniem Bańki, jest proces rozłożony na 2-3 lata. Ponadto wartość zadania przekroczy progi unijne, wymagać będzie postępowania przetargowego w trybie zamówień publicznych.
"Generalnie wszystko rozbija się o pieniądze. Na odpady niebezpieczne są fundusze, a u mnie palą się ubrania. To nie jest odpad niebezpieczny. Na obecną chwilę, to taka walka z wiatrakami. (…) Wystąpiłem o fundusze do premiera, w piśmie zwrotnym otrzymałem informację, że powinien w tej sprawie zwrócić się przez wojewodę. Tak zrobiłem. Departament finansów napisał, że muszę wystąpić do urzędu skarbowego, uzyskać tytuł wykonawczy celem przymuszenia do usunięcia odpadów firmę B. Zrobiłem to, dostałem odpowiedź ze skarbówki, że tytuł wykonawczy nie jest możliwy, bo firma B. nie posiada żadnych środków” - powiedział Bańka.
Na składowisku odpadów już nie przybywa.
"WIOŚ wydał decyzję wstrzymującą w zakresie dalszego zbierania odpadów na tym składowisku. Jakiekolwiek dowożenie odpadów, zbieranie ich będzie się wiązało z kolejnymi karami w tym zakresie. Prowadzimy tam też rutynowy, stały nadzór" – zapewnił zastępca pomorskiego wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska Radosław Rzepecki.
Gmina również prowadzi nadzór - reaguje na zgłoszenia od mieszkańców, którzy po takiej liczbie pożarów "są wyczuleni" - i zawiadamia policję. Kilka kontroli w br. nie potwierdziło nowych dostaw.
Nadal na prawomocne rozstrzygnięcie przez GDOŚ czeka decyzja WIOŚ z 2021 r. nakładająca na firmę składującą odpady karę w wysokości 1 mln zł za ich przetwarzanie. Natomiast prawomocne są decyzje o nałożeniu kar 1 mln zł za zbieranie odpadów bez zezwolenia oraz 250 tys. zł za nieprowadzenie monitoringu wizyjnego w miejscu składowania odpadów łatwopalnych.
"Egzekucja, jeśli chodzi o spółkę się nie udała. W związku z tym toczą się postępowania wobec członków zarządu, którzy ponoszą odpowiedzialność w tym zakresie całym majątkiem, jaki posiadają. Jest jeszcze za wcześnie, by mówić o skuteczności tych działań" – powiedział Rzepecki.