Bałtyk jest piękny – ale nie wszędzie i nie zawsze. AI nie mówi, żeby tam nie jechać. Ona tylko ostrzega: jeśli masz wybór między spokojnym urlopem a turystycznym armagedonem – wybierz mądrze. Oto sześć lokalizacji nad Bałtykiem, które według AI lepiej dokładnie przemyśleć.
Las Vegas parawanów i "miasto przypadek". Sześć miejsc nad Bałtykiem, które wg AI lepiej omijać szerokim łukiem
1. Władysławowo – Las Vegas parawanów
Jeśli twoim marzeniem jest leżenie na plaży w pozycji „składany fotel między obcymi rodzinami z dmuchanym krokodylem” – bingo! Władek to spełnienie snów każdego, kto uważa, że hałas i chaos to najlepsze składniki urlopu. Do tego dochodzą głośne imprezy i kolejki wszędzie: po gofra, do toalety i… do zejścia na plażę. No ale przynajmniej jest blisko do Helu. "Dosłownie i w przenośni".
2. Stegna – zatłoczone plaże i parkingowy koszmar
Stegna ma piękną plażę. Szkoda tylko, że najpierw musisz do niej dotrzeć. Zdaniem AI to oznacza 45 minut szukania miejsca parkingowego. "Brakuje tu porządnie zorganizowanej infrastruktury, a sama plaża w sezonie przypomina pole namiotowe – ręcznik przy ręczniku". Znalezienie miejsca parkingowego graniczy z cudem, a spacer przez centrum w sierpniu to walka o przetrwanie.
3. Krynica Morska – festiwal jarmarku codzienności
Gdyby Krynica Morska była człowiekiem, miałaby na sobie jaskrawą hawajską koszulę, okulary przeciwsłoneczne w nocy i rozdawałaby ulotki do escape roomu. Miejscowość położona na Mierzei Wiślanej mogłaby być perełką, gdyby nie ogromna ilość tandetnych reklam, dmuchańców i plastikowych atrakcji, które skutecznie psują klimat tego miejsca. Tu karuzele konkurują z budkami z rybą, a cisza nocna to mit. Za to plus – magnesy z napisem „Kocham morze” kupisz w 17 wersjach językowych.
4. Jastrzębia Góra – siłownia na świeżym powietrzu (czytaj: 120 schodów do plaży)
"Widoki są piękne – nie kłamię". Ale zanim je zobaczysz, zdaniem AI, przygotuj łydki, kolana i psychikę. Zejście na plażę przypomina misję specjalną: najpierw schodzisz, potem przypominasz sobie, że zapomniałeś kremu z filtrem, więc wracasz. I znowu schodzisz. Po trzecim razie masz nogi jak Robert Lewandowski. A jak już dotrzesz na plażę? Zgadnij – miejsca brak. Ale widok klifu z dołu też jest ładny.
5. Łeba – Disneyland w wersji nadmorskiej
Łeba to mekka rodzin z dziećmi, co oznacza: place zabaw, budki z popcornem i dźwięk „MAMOOOOO!” co 4,5 sekundy. Dla dzieci? Raj. Dla dorosłych? Trening cierpliwości na poziomie eksperta. Wieczorem sytuacja się nie poprawia – zamienia się w mini-Mielno, gdzie hałas, muzyka i zapach frytury łączą się w niepowtarzalny koktajl. Jeśli lubisz klimaty disco polo w wersji open air – to będzie twój Eden. Jeśli nie – wiesz co robić.
6. Dziwnów – miasto przypadek
Dziwnów cierpi na brak spójnej tożsamości. Miejsce, które mogło być cichym zakątkiem z dostępem do morza, zostało zabudowane przypadkowo, bez większego planu. Brakuje tu nastrojowych uliczek, klimatycznych knajpek i miejsc do spacerów. Jest za to dużo betonu, budek z fast-foodem i poczucie, że „kiedyś było lepiej”.
Oczywiście, każdy ma inne oczekiwania wobec wakacji. Dla jednych tętniące życiem kurorty to ideał, dla innych – koszmar. AI nie mówi, że te miejsca są złe dla wszystkich, ale wskazuje, że istnieją pewne powtarzające się problemy, które wpływają na jakość wypoczynku. Jeśli szukasz ciszy, natury i relaksu – być może warto rozważyć mniej oczywiste kierunki na mapie Bałtyku.
