Wiadomym było, że spotkanie będzie obciążone dużym ładunkiem emocji i nerwów. Szybciej opanowali je goście, bo to oni w pierwszych minutach meczu potrafili dokładnie rozprowadzić piłkę i wejść z nią w pole karne gdynian, lecz szczęśliwie nie zdołali zaskoczyć Kajzera niebezpiecznym strzałem.
W 16 min powinno być 1:0 dla Arki i tylko Łukasz Wolsztyński wie, jak do tego nie doszło.
„Po przejęciu piłki na 30 metrze od bramki, futbolówka zeszła na prawą flankę, skąd świetnie dogrywał w pole karne Siemaszko. Po błędzie Cichockiego w posiadanie piłki 6 metrów przed bramką wszedł Wolsztyński, ale były piłkarz Górnika stracił równowagę i zaledwie trącił piłkę upadając na murawę, co nie mogło sprawić większych problemów Kochalskiemu.”
- czytamy na oficjalnej stronie klubu.
Goście jednak dopięli swego w 35 minucie. Jedno z dośrodkowań w nasze pole karne obrońcy wybili na 20 metr, skąd bardzo mocno uderzył Gąska. Siła uderzenia, jak komentują piłkarze była decydująca, a piłka wylądowała w siatce.
" W 68 minucie efektownie, bo z powietrza uderzył Deja. Niestety strzał z 20 metrów okazał się niecelny. Minutę później niestety drugi raz w tym meczu ucieszyli się goście. Piłkę z głębi pola przejął Angielski,a po wejściu w pole karne, mimo asysty obrońcy oddał strzał, który wydawało się, że nie może sprawić problemów Kajzerowi, a tymczasem piłka po ręce naszego bramkarza zatrzymała się w siatce..."
Arka przegrywając z Radomiakiem straciła ostatecznie szanse na bezpośredni awans do Ekstraklasy. Przed nami walka w barażach, ale wcześniej ważne spotkanie w Głogowie, które zadecyduje o pozycji, z której przystąpimy do ostatecznej walki o awans.
Arka Gdynia do barażów przystąpi co najwyżej z 4. miejsca. W niedzielę GKS Tychy pokonał Odrę Opole 5:1 i powiększył swoją przewagę nad żółto-niebieskimi do 5 punktów. Takiej różnicy nie da się już odrobić, gdyż do końca sezonu zasadniczego pozostała jedna kolejka.