Jehor prowadził dziennik w piwnicy zburzonego Mariupola. Fotografie z jego stronicami były wielokrotnie udostępniane w internecie i doczekały się niezliczonych komentarzy.
Chłopiec pisał po rosyjsku, robiąc przy tym sporo błędów. Dziennik urozmaicał rysunkami, na których widać m.in. czołgi i ludzi z karabinami.
Na stronie zatytułowanej „Wojna” chłopiec pisze: „Smacznie pospałem, obudziłem się, uśmiechnąłem i przeczytałem jakieś 25 stron. I jeszcze umarł mój dziadek”.
W kolejnych dniach opisuje obrażenia swoje i swoich bliskich: „Mam ranę na plecach – skóra zdarta. Siostra ma zranienia na głowie. Mama ma wyrwane mięso na ręce i dziurkę w nodze”.
Wiele wpisów chłopca jest pogodnych: „Śpiewamy. Po kolei. Najpierw mama, ja drugi, a trzecia siostra. I mam nową przyjaciółkę Wikę. Jest wesoła i ma fajnych rodziców”.
Polecany artykuł:
Sosnowski, który jest dziadkiem stryjecznym Jehora, powiedział, że pewnego dnia znajdował się na progu mieszkania chłopca wraz z jego mamą i 15-letnią siostrą, gdy doszło do wybuchu. Wszyscy zostali ranni i byli zmuszeni przenieść się do piwnicy. Właśnie tam Sosnowski zauważył, że chłopiec prowadzi dziennik.
Po dwóch miesiącach okupacji fotografowi udało się wyjechać z Mariupola korytarzem humanitarnym. Mama Jehora postanowiła nie ryzykować ewakuacji pod ostrzałami i została z dziećmi w piwnicy. „Ale będą próbowali wyjechać do Zaporoża” – dodał fotograf.