Dominika Bakura: Wracacie po naprawdę długiej przerwie. Jest trema?
Grzegorz Skawiński: Zawodowy artysta nie ma tremy. Ale jest ten niepokój, dreszczyk emocji. W końcu to same premiery, nad którymi pracowaliśmy bardzo długo.
DB: Mijają lata, a Wasze utwory, trzeba powiedzieć to wprost – są nieśmiertelne. Jaki jest więc patent na to, by napisać taki tekst, który wzrusza matkę, a potem jej córkę?
Waldemar Tkaczyk: Muzyka się nigdy nie starzeje. Raczej te problemy w tekstach mogą stracić ważność. Dlatego tekst musi być uniwersalny. Bo powiedzmy sobie szczerze; niezależnie od tego tytułowego pokolenia, trapią nas te same problemy.
GS: Dobry tekst to ponadczasowy tekst. Oczywiście, możemy pisać o bieżących sprawach, ale wtedy, wyśpiewane to za parę lat będzie wyłącznie wspomnieniem. Nie będziemy mogli się już tym utożsamiać.
DB: Na deskach Opery Leśnej, w latach 70’tych zaczynaliście jako „Młoda Generacja”. Nadal się tak czujecie?
GS: Rock and roll konserwuje. I muzycy rockowi, popowi, pomijając tę powłokę fizyczną, mimo upływu wielu lat nadal mogą być w fantastycznej formie. Szczególnie tej psychicznej. I myślę, że tak jest z nami. Jesteśmy wiecznie młodzi. Zaryzykuje to stwierdzenie.
WT: Jak mnie ktoś dziś pyta, gdzie gram jutro, to ja nawet nie wiem. Z muzyki nadal czerpiemy wiele radości, ale koncerty same w sobie są tysięcznymi w naszej karierze. A ten pierwszy koncert zawsze się pamięta. Tą towarzyszącą nam ekscytację. Co ubierzesz? Czy nie trzeba od kogoś pożyczyć sprzętu? Bo na przykład ktoś miał lepszy wzmacniacz. I nam się wydawało, że jak go pożyczmy, z nimi zagramy, to na pewno zagramy lepiej.
DB: Do Opery Leśnej chyba lubicie wracać. Wasz ostatni występ podczas Festiwalu TOPOfTheTOP dosłownie porwał publiczność.
GS: Bo to jest magiczne miejsce. Graliśmy tam chyba z 60 razy i nie pamiętam, by któryś z tych występów był tym nieudanym.
WT: Jedyne zastrzeżenie jakie mam, to fakt, że ubyło publiczności. Kiedyś, ten amfiteatr kipiał od ludzi. A dziś, wiadomo, zmieniły się zasady bezpieczeństwa, ciągi ewakuacyjne muszą być większe i jak człowiek wychodzi na scenę to już nie widzi tego ścisku.
GS: Ale klimat nadal pozostaje ten sam. Publiczność wie po co do Opery Leśnej przychodzi. Chce się tu bawić. I powiedzmy sobie szczerze – zaplecze, garderoby, bar, gdzie nieraz opijało się muzyczne sukcesy są na bardzo wysokim poziomie.
DB: Nie będę wchodzić w szczegóły tego co dzieje się na backstage-u. A macie jakiejś konkretne wspomnienie związane z Operą Leśną? Grażynie Torbickiej ktoś kiedyś ukradł jeansy z garderoby. Musiała wracać w balowej sukni.
GS: Ja przez wiele lat mieszkałem w sąsiedztwie Opery Leśnej. I zawsze mnie śmieszyło, jak przyjeżdżał po mnie samochód, który miał mnie zawieść na koncert i wiózł jakieś 400 m.
DB: Czy jest jeszcze jakaś scena, na której Kombii chciałoby zagrać? Takie wymarzone miejsce?
WT: My traktujemy te wszystkie sceny tak samo. Czasami jedziesz w Polskę B czy C i jest taki koncert, że kapcie spadają. Oczywiście, możemy wynająć Carnegie Hall, wielką, wspaniałą, teatralną scenę, ale po co? Będzie pewna sztywność i ostatecznie będzie tam gorzej niż np. w Pcimiu Dolnym.
GS: Chodzi o to, żeby grać tam, gdzie ludzie chcą nas słuchać. I razem z nami śpiewać. Bo znają tekst.