Była to czternasta rozprawa w procesie zabójcy Pawła Adamowicza.
W niedzielę 13 stycznia 2019 r. Marcin M. pomagał prezydentowi Gdańska w kweście na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Następnie był wraz z grupką osób, zaproszonych przez Pawła Adamowicza, na obiedzie w “Pierogarni u Dzika”.
Kwesta, obiad, protest przed sądem i herbata
Potem chcieliśmy się odłączyć, ale prezydent poprosił nas, żebyśmy jeszcze poszli z nim pod budynek sądu na protest w obronie wolnych sądów i demokracji. Po demonstracji poszliśmy jeszcze z prezydentem na herbatę. I prezydent zaczął nalegać, abyśmy weszli razem z nim na scenę na “światełko do nieba”
- opowiadał Marcin M.
Tuż przed kulminacją koncertu WOŚP jedną z piosenek wykonywał jeszcze zespół Blue Cafe.
- Wchodząc na scenę miałem ze sobą zapalone zimne ognie, które dałem też prezydentowi. Podczas odliczania “światełka do nieba” stałem za nim w odległości ok. 1 do 1,5 metra. Nagle zobaczyłem, że do prezydenta podbiega do niego jakiś mężczyzna i go pchnął. W pierwszej chwili pomyślałem, że to ktoś z zespołu Blue Cafe. I zastanawiałem się, dlaczego to zrobił. Ale po chwili ujrzałem, że sprawca ma w ręku nóż, który podniósł do góry w geście zwycięstwa - mówił świadek.
Widząc to Marcin M. natychmiast zbiegł ze sceny, aby powiadomić ochronę koncertu, że doszło do zamachu.
- Ochroniarz nie miał pojęcia, co zaszło. Więc krzyknąłem do niego w prostych słowach: “Debilu, ktoś pchnął nożem prezydenta” - zeznał świadek.
Co mówił na scenie morderca?
W tym momencie Stefan W. wygłaszał na scenie na oczach publiczności swój “manifest” mordercy.
- Powiedział, jak się nazywa, za co siedział w więzieniu, i że właśnie zabił prezydenta Pawła Adamowicza - relacjonował przed sądem Marcin M.
Potem Marcin M. wykonał jeszcze kilka telefonów m.in. do rzeczniczki prasowej prezydenta Gdańska Magdaleny Skorupki-Kaczmarek, aby powiadomić o tragedii.
Kilkugodzinne oczekiwanie na wieści od lekarzy
- Po reanimacji prezydenta, która trwała ok. 30-40 minut i zabraniu go przez karetkę postanowiliśmy wziąć z Karoliną taksówkę i też pojechać do szpitala. Na miejscu spotkaliśmy prezydent Aleksandrę Dulkiewicz, która zaprosiła nas do środka, gdzie byli najbliżsi pana prezydenta. Tam czekaliśmy kilka godzin. Ok. 3.30 wyszedł do nas brat prezydenta Piotr Adamowicz i powiedział wszystkim, że operacja się udała, i żebyśmy pojechali do domu - powiedział świadek.
Po paru godzinach Marcin M. znowu przyjechał do szpitala, gdzie usłyszał, że stan prezydenta Pawła Adamowicza jest jednak krytyczny, a niedługo potem wiadomość o jego śmierci obiegła już całą Polskę.
W rękach miał czapkę zabójcy
Marcin M. opowiadał też, jak za sceną znalazł czapkę zimową.
- Podniosłem ją z ziemi i trzymałem w dłoniach. Była to niebieska czapka z czerwonym paskiem z logo jakiegoś klubu piłkarskiego. Tę czapkę, którą miałem cały czas przy sobie, zostawiłem potem w środku nocy przy szatni Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego opuszczając szpital - zeznał.
Świadek podkreślił, że dwa dni później rozpoznał to nakrycie głowy, jako należące do Stefana W., oglądając medialne relacje z ataku na prezydenta Gdańska.
Utajnienie zeznań jednego świadka
Podczas czwartkowej rozprawy wystąpiła też jako świadek Ewa M., pielęgniarka z zakładu karnego w Malborku. Sąd jednak wyłączył jawność jej zeznań. Obecnym na sali dziennikarzom przewodnicząca składu sędziowskiego Aleksandra Kaczmarek wyjaśniła, że kobieta będzie mówić o zdrowiu psychicznym oskarżonego. A upublicznienie takich informacji może naruszać jego interes prywatny. Stefan W. przebywał w więzieniu w Malborku odsiadując wyrok za udział w napadach na banki.