Wakacje bez rodziców: co mówią opiekunowie kolonii?
Wychowawcy obozów letnich mówią zgodnie: większość problemów z dziećmi i młodzieżą to pokłosie nadopiekuńczości rodziców. Zaczyna się już na etapie pakowania walizki, a kończy na codziennych telefonach, które potrafią więcej zepsuć, niż poprawić. Co najbardziej irytuje opiekunów?
Nadopiekuńczy rodzice często wyposażają swoje dzieci w tony słodyczy, batoników energetycznych i chipsów. Nie zapominają też o apteczce wypchanej środkami przeciwbólowymi i syropami. Kilkulatki mogłyby nimi obdzielić całą grupę
- pisze portal e-dziecko.
Jak spakować walizkę na wakacje dla dziecka?
Opiekunowie mają kilka rad, czego nie wkładać do walizki. Ich zdaniem zbyt dużo słodyczy powoduje, że dzieci nie jedzą posiłków, a często pochłaniając zbyt dużo na raz kończą wyjazd bólem brzucha. Dawanie dzieciom leków do samodzielnego podawania jest już po prostu niebezpieczne. Zaskakujące są jednak inne zachowania rodziców. Gdy na koloniach obowiązuje zakaz używania telefonów komórkowych: dzieciaki mają dwa aparaty.
W większości kolonijnych i obozowych regulaminów jest zakaz korzystania z telefonów komórkowych. Z kilku powodów. Po pierwsze dzieci często mają kosztowne modele, poza tym chodzi o to, żeby zamiast siedzieć z głową w komórce, korzystały z zajęć i aktywności, jakie są dla nich organizowane. I za jakie płacą ich rodzice. Z tego powodu komórki leżą u wychowawcy, który im je oddaje np. na pół godziny dziennie. To z kolei nie podoba się dzieciom, bo chciałyby mieć telefony zawsze przy sobie. No i kombinują. "Któregoś razu zorientowałyśmy się, że niektóre dzieci przywożą ze sobą po dwa telefony. Jednego takiego trupa, którego oddają nam, a ten właściwy mają przy sobie"
- czytamy na portalu e-dziecko.
Dzieci na obozie
Wychowawcy mówią też o tym, że dzieci są coraz mniej samodzielne, a to powoduje kolejne problemy.
Rzeczywiście dzieci są coraz mniej samodzielne. Pamiętam jedną dziewczynkę, która rano bardzo płakała. Gdy spytałam ją, o co chodzi, powiedziała, że zabrałam jej komórkę więc ona nie wie, jaka jest pogoda i temperatura i nie wie, jak ma się ubrać. Wyjaśniłam jej, że może po prostu wyjrzeć na dwór. Nie wpadła na to
- wspomina Ania Dąbrowska.