- Po pierwsze liczba studentów jest ograniczona, w związku z czym liczba absolwentów również jest ograniczona, generalnie polityką centralną. Co prawda niedawno zwiększono możliwości naboru, ale na efekty przyjdzie dość długo poczekać. No i druga rzecz, że absolwenci, albo już lekarze, wyjeżdżają często za granicę - mówi Tadeusz Jędrzejczyk, dyrektor departamentu zdrowia w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Pomorskiego.
W związku z wojną z Ukrainy ucieka wielu specjalistów, jednak tamtejsi lekarze nie będą w stanie zastąpić polskich. - Nawet jeżeli są ułatwienia formalne, to faktycznie zanim podmiot leczniczy zatrudni takiego lekarza, musi przeprowadzić proces adaptacji, stażu i to bez wsparcia państwa. Wszystko po to, żeby lekarz poznał język, poznał zasady polskiego systemu, nauczył się operować w konkretnych warunkach pracy. A to potrwałoby minimum 3 miesiące, czasem do 6 miesięcy, które jest potrzebne, żeby realnie podjąć pracę - tłumaczy Jędrzejczyk.
Poza tym, Ukraina stara się jak najwięcej lekarzy zatrzymać u siebie. Tam gdzieniegdzie są dużo bardziej potrzebni z oczywistych powodów - chociażby do pomocy przy rannych.