Nie tylko budki z jedzeniem. Dyskonty otwarte niemal całą dobę
Koszty rosną jeszcze bardziej, kiedy dodamy do tego napoje czy alkohol. Każdy, kto przyjeżdża na gdyński festiwal, liczy się z tym, że zakup biletów to tylko wierzchołek finansowej góry lodowej. A jeśli ktoś nie zamierza opuszczać festiwalowego miasteczka i stołować się tylko na miejscu, koszty rosną niemal wykładniczo.
Opcji „żywieniowych” jest jednak kilka. Większość uczestników mimo wszystko liczy się z wydatkami, dlatego korzystając z bezpłatnej komunikacji, wyrusza na zakupy poza teren festiwalu. Wzorem lat poprzednich, większość openerowiczów zaopatruje się w pobliskich dyskontach, które na czas festiwalu wydłużają godziny otwarcia. Od 3 do 6 lipca dwie Biedronki w Gdyni (przy ul. płk. Dąbka 193 i Sikorskiego 2A) oraz w Kosakowie przy ul. Żeromskiego 32 otwarte są niemal przez całą dobę ( 3 i 4 lipca od 6.00 do 23.30, a 5 i 6 lipca od 00.15 do 23.30). To duży ukłon, zarówno w stronę festiwalowiczów, jak i mieszkańców z najbliższej okolicy, dla których zakupy w tych dniach z pewnością stanowią niemałe wyzwanie. Większość, o ile ma taką możliwość, wybiera sklepy oddalone od terenu festiwalu.
Polecany artykuł:
Złoty interes dla branży gastro. Budki z jedzeniem stoją już w drodze na festiwal!
Usługodawcy z branży gastro wiedzą, że kilkadziesiąt tysięcy ludzi musi coś jeść i pić, dlatego wielu starało się uzyskać pozwolenie na handel na terenie festiwalu. W tym roku kawę, piwo czy gofry kupić można już w drodze z przystanku na festiwal. To dobra opcja dla wszystkich, którzy chcą uniknąć stania w długich kolejkach wewnątrz i okazja do wrzucenia coś na ząb jeszcze przed wejściem. Stoiska przed bramkami i te w środku mają jednak swój niechlubny wspólny mianownik – ceny. Te, jak co roku, zawsze sięgają poziom piramidalnego absurdu. Sprawdziliśmy, czy tak źle, jak było zawsze, jest też i w tym roku?
Kolejki, zapiekanki, kolejki...
Na początek oddać należy jedno – na Opene’rze zjemy właściwie wszystko, na co mamy ochotę. W fantazyjnie nazwanych foodtruckach możemy rozsmakować się w kuchni amerykańskiej, meksykańskiej,włoskiej, gruzińskiej, dalekowschodniej, na naszych, polskich pierogach i zapiekankach kończąc. Tych ostatnich jest w strefie gastro zdecydowanie najwięcej. Nie ma coś się dziwić. Długa buła z treściwym farszem jest w stanie zaspokoić głód na długo. Jednak jeśli chciałoby się wybrać najbardziej popularny wóz z jedzeniem, nie ma na to szans. Do wszystkich demokratycznie ustawiają się gigantyczne kolejki. Swoje trzeba odczekać, swoje też zapłacić.
Ile za jedzenie na Open'erze? Jest drogo, ale nikogo to nie szokuje
Przeglądając foodtruckowe ceny możemy śmiało powiedzieć, że bez 40 zł za jednorazowy posiłek właściwie nie ma co ustawiać się w kolejkę. I tak, mniej więcej tyle zapłacimy za zapiekankę, kubełek ze stripsami czy pad-thaia. Nawet więcej (od 42 do 49 zł) wyłożyć musimy za burgera. To, można powiedzieć, dania główne. Jeśli ktoś chciałby skusić się na gofra, musi liczyć się z cenami od 15 zł za suchy do nawet 35 za wypas z bitą śmietaną i dodatkami. We względnej normie pozostaje kawa, za którą już wszędzie zapłacić musimy od 12 zł (espresso) do nawet 28 zł za 0,5l latte.
Baw się teraz, martwić będziesz się później
Open’er Festiwal ma być przede wszystkim niezapomnianą zabawą, której wspomnienia nosić chcemy w sobie i na kartach pamięci naszych telefonów przez cały rok. To nie czas, by martwić się budżetem.. Tym przejmować się będziemy po powrocie. Na „odkucie się” i zebranie funduszy na kolejną edycję mamy 365 dni. To wystarczająco dużo, by odłożyć na drogie bilety, drogie noclegi i drogie jedzenie.