"Gwałt nie ma twarzy", pod takim hasłem odbył się w środę (20 kwietnia) protest przed Konsulatem Federacji Rosyjskiej w Gdańsku. Przed budynkiem stanęło ok. 20 kobiet w zaplamionej na czerwono bieliźnie, z workami na głowach i związanymi rękami. Nie odzywały się.
Jedna z mieszkanek Gdańska, która przyglądała się protestowi powiedziała PAP, że bardzo "trudno się na to patrzy". "Uważam, że to jest bardzo ważne, że tu jesteśmy, że okazujemy wsparcie. Taki mocny przekaz jest potrzebny" - dodawała pani Natalia.
Organizatorzy wydarzenia w mediach społecznościowych, informując o proteście pisali: "Nasz milczący protest będzie krzykiem o powstrzymanie systemowej zbrodni wojennej w Ukrainie, jaką jest gwałt wojenny".
"Wychodzimy na ulice, by solidaryzować się z Ukrainkami, doświadczającymi wojennego gwałtu. Domagamy się rozliczenia i surowego ukarania sprawców. Chcemy też zamanifestować nasze wsparcie dla Ukrainek w pomocy medycznej, terapeutycznej i przy aborcjach" - dodawali organizatorzy w internetowym wpisie.
Przed konsulatem manifestowała również grupa Ukraińców i mieszkańców, jedną z nich była Emilia Korycka, która podkreśliła, że "w trakcie wojny gwałcone są kobiety i dzieci". "Ludzie, którzy są najbardziej bezbronni. To jest coś, co jest używane zawsze. Rosja robiła to w 1945 roku kiedy nas "oswobodziła". Teraz to samo robi z Ukrainą" - tłumaczyła.
Inna z uczestniczek, Magdalena Rudzińska, z założonym na głowę kartonem powiedziała, że tak jak ona w tej chwili, kobiety zgwałcone w Ukrainie nie mają twarzy. "Nie znamy ich imion i nazwisk. Dlatego ja również nie mam twarzy. Oni (Rosjanie) nie patrzą na ich twarze. Patrzą tylko na ciała" - powiedziała.
Korycka podkreślała, że gwałt to przemoc, forma upokorzenia i niszczenia narodu. "To forma ludobójstwa i nie zgadzamy się na to. Dla mnie jest to nie do pomyślenia, że w XXI wieku, za naszą granicą, można gwałcić i mordować dzieci" - dodała.
Protest w Gdańsku, przed Konsulatem Federacji Rosyjskiej, jest jednym z wielu, które odbywają się na świecie. W ubiegłym tygodniu, podobnie jak w Gdańsku, kilkanaście kobiet z czarnymi workami na głowach, związanymi rękami i bielizną zaplamioną na czerwono protestowało w Estonii przed rosyjską ambasadą.