Katastrofa promu Jan Heweliusz, która wydarzyła się w nocy z 13 na 14 stycznia 1993 roku, pochłonęła życie wielu osób i na trwałe zapisała się w historii polskiej żeglugi. Wokół przyczyn i przebiegu tragedii narosło wiele spekulacji i mitów. Jednym nich jest ten, jakoby kapitan statku, Andrzej Ułasiewicz, zasnął i nie był świadomy narastającego zagrożenia.
Marek Błuś, honorowy członek stowarzyszenia rodzin marynarzy Jana Heweliusza, kategorycznie obala tę tezę. W swoich analizach, opartych na dogłębnej wiedzy i materiałach dotyczących Heweliusza, wskazuje, że kapitan „na pewno nie spał”, a jego zachowanie mieściło się w specyficznym marynarskim żargonie, znanym jako „nawigacja bulajowa”.
Dokumentacja kontra fabuła. Scena wymyślona przez konsultantów?
Marek Błuś podkreśla, że wiedza zawarta w materiałach dotyczących promu pozwala ustalić co mogło się wydarzyć. Ta wiedza umożliwia mu też rzetelną ocenę wydarzeń, w tym obalenie mitu o śpiącym kapitanie.
Z analizy dokumentów wynika, że kapitan zszedł z mostka około godziny 1:00 w nocy. W serialu przedstawiono scenę, w której kapitan jest zrywany z łóżka. Błuś wyjaśnia, że ta scena „jest w pewien sposób wymyślona przez konsultantów”, którymi byli kapitanowie żeglugi wielkiej pracujący na promach. Nawet gdyby kapitan zasnął, „natychmiast by się obudził”, gdyby zorientował się, że jest sytuacja konfliktowa.
"Na pewno nie spał, bo tutaj trzeci oficer w zeznaniach mówi, że kapitan natychmiast odebrał telefon od niego i natychmiast przyszedł" - podaje Marek Błuś.
Prawda o "nawigacji bulajowej"
Marek Błuś wprowadza pojęcie „nawigacja bulajowa”, które w żargonie określało sytuację, gdy kapitan nie kontrolował bezpośrednio oficera na mostku, do którego nie miał pełnego zaufania, ale schodził do kabiny, by „uprawiać nawigację bulajową”.
Kabiny kapitanów były umieszczone pod mostkiem i posiadały bulaje (okna) na przedniej ścianie. To pozwalało kapitanowi na obserwację sytuacji, zwłaszcza na „prawą burtę, która jest jakby groźniejsza”. Z tej strony przychodziły statki, którym Heweliusz musiałby ustąpić z drogi.
Kapitan Łasiewicz, mając mnóstwo pracy biurowej, musiał raportować wypadek (prawdopodobnie chodzi o wcześniejszą awarię furty rufowej), ale mimo wszystko, dzięki „nawigacji bulajowej”, utrzymywał czujność, co pozwoliło mu na szybką reakcję, gdy trzeci oficer go wezwał.