- Na moje pytanie czy ktoś musi jeszcze umrzeć, ratowniczka odpowiedziała: "Sam sobie zasłużył" - czytamy we wpisie Danuty Graban, która środową noc spędziła na SOR-ze w Szpitalu św. Wincentego a Paulo w Gdyni.
Jak udało nam się ustalić - mężczyzna, który wczorajszej nocy zmarł na gdyńskim SOR-ze był pod wpływem alkoholu. Co więcej - pojawiał się on w tej placówce regularnie. - Jeśli jednak ktoś zwija się z bólu przez 45 minut, należy mu pomóc - dodaje Danuta Graban.
Mężczyzna zmarł ok. 21:00. To właśnie wtedy miał paść niewybredny komentarz ze strony personelu. - Nie mi oceniać kim był ten człowiek. Jeśli jednak zmarł, nie można mówić takich rzeczy - twierdzi mieszkanka Gdyni.
Pod postem kobiety pojawiły się setki komentarzy. Większość osób zgadza się z autorką wpisu. Są jednak i tacy, którzy całkowicie rozumieją zachowanie personelu tłumacząc je brakami kadrowymi i obecną sytuacją. - Ludzie pracują tam po dwanaście godzin. Często bez snu - pisze jedna z gdynianek. - Idealnie może nie jest, ale byłem tam hospitalizowany dwa razy. Uratowali mi życie - dodaje pan Ryszard.
By wyjaśnić tę sprawę skontaktowaliśmy się z rzeczniczką Szpitali Pomorskich, Małgorzatą Pisarewicz. Przedstawicielka placówki podkreśliła, że żadna oficjalna skarga czy zażalenie dotyczące sytuacji na SOR-ze nie wpłynęły do władz szpitala. Jednocześnie podkreśliła, że obecna sytuacja związana z zagrożeniem koronawirusem, jest sporym wyzwaniem dla wszystkich osób – zarówno lekarzy, jak i pacjentów.