Do tragicznego w skutkach wypadku doszło w piątek (18 października) po godz. 23. Wśród ofiar były cztery osoby, w tym dwoje dzieci, a 15 osób zostało rannych. 37-letni kierowca tira, który staranował auta na S7 w Borkowie, usłyszał zarzuty spowodowania katastrofy drogowej. Sąd zdecydował, że będzie pod dozorem policyjnym i siedem razy w tygodniu musi stawiać się we właściwej jednostce policji.
Wypadek w Borkowie. Świadkowie opowiadają, co widzieli
W sobotę (19 października) policja poinformowali, że w zdarzeniu brało udział 21 pojazdów, kilka z nich zapaliło się. Kierujący pojazdem ciężarowym z naczepą najechał na tył poprzedzających pojazdów
Polecany artykuł:
Będąc na wysokości Węzła Lipce w oddali zobaczyłem jakby wybuch
— opisuje świadek w rozmowie z serwisem trojmiasto.pl.
Gdy dojechałem na miejsce zobaczyłem, jak ludzie angażują się w pomoc ofiarom. Natychmiast powstał korytarz życia, wyciągaliśmy poszkodowanych z samochodów. Kiedy przyjechały pierwsze zastępy straży pożarnej wróciliśmy do samochodów, żeby nie utrudniać służbom pracy
— dodaje.
Karambol w Borkowie to największa tragedia od 30 lat. Strażacy mówią, co zobaczyli po przyjeździe na miejsce wypadku
Strażacy pracujący na miejscu wypadku w Borkowie w rozmowie z Onetem przyznali, że to największa katastrofa drogowa od czasu wypadku autobusów w Kokoszkach w 1994 roku.
2 maja 1994 roku, w wypadku autobusu, który zjechał wówczas na pobocze i uderzył w przydrożne drzewo, zginęły 32 osoby, a 43 zostały ranne. To katastrofa drogowa z największą liczbą ofiar śmiertelnych, która wydarzyła się na terytorium Polski. W momencie wypadku przepełniony, zamiast przepisowych 51 pasażerów (39 na miejscach siedzących i 12 na miejscach stojących), na pokładzie było 75 osób.
Około 500 metrów przed przystankiem, na prostym odcinku drogi, zaraz za zakrętem i w miejscu obowiązywania ograniczenia prędkości do 50 km/h, kierowca przepełnionego autobusu zdecydował się na manewr wyprzedzania wolno jadącej ciężarówki. Autobus zdaniem prokuratury jechał z prędkością około 60 km/godz., kierowca jednak zeznał, że prędkościomierz pokazywał 40–45 km/godz. W momencie powrotu na prawy pas doszło do pęknięcia prawej przedniej opony. Spowodowało to wyrwanie kierownicy z rąk, a następnie niekontrolowane zniesienie autobusu na pobocze i uderzenie w rosnące na nim drzewo, które autobus wbił się czołowo na długość 4 metrów.
Jesteś świadkiem ciekawego zdarzenia w waszej okolicy? A może chcesz poinformować o trudnej sytuacji w Twoim mieście? Czekamy na zdjęcia, filmy i gorące newsy! Piszcie do nas na Facebooku lub na skrzynkę: [email protected].