15 udanych akcji. Takiego roku jeszcze nie było
Z przysłowiowym sercem, ale nie „na dłoni”, a „na pokładzie” padł nowy rekord – lotnicy z Gdyni w ciągu całego 2022 roku z powodzeniem zakończyli swoje misje transportu organów aż 15 razy, z czego ostatnia z nich odbyła się tuż przed świętami, 18 grudnia. To słynna już „Akcja Serce”, czyli stała współpraca gdyńskiej Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej z ośrodkami kardiochirurgicznymi oraz transplantologicznymi z całego kraju: z Wrocławia, Zabrza, Krakowa, Anina i Szczecina. To stamtąd najczęściej przychodzi do Gdyni sygnał o narządach od zmarłych pacjentów, które mogą pomóc biorcom czekającym w kolejce do przeszczepu w innych miejscach. Najczęściej w gdańskim Uniwersyteckim Centrum Klinicznym, bo to tutaj, z racji położenia, najszybciej można na pokładzie „Bryzy” (czyli samolotu M28B) przetransportować organ, który może dać potrzebującej osobie drugie życie.
To jest ewenement, ponieważ wcześniej maksymalnie wykonywaliśmy ich siedem-osiem rocznie.Tak naprawdę współpracujemy z wszystkimi ośrodkami kardiochirurgicznymi w Polsce, które wykonują operacje transplantacji. To nie tylko transporty serca, ponieważ umownie mówimy o „Akcji Serce”, natomiast mogą być to różne narządy przeznaczone do przeszczepu, jak na przykład płuca czy wątroba
– mówi komandor podporucznik Marcin Braszak z gdyńskiej Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej.
I choć dla doświadczonych wojskowych pilotów, którzy za sterami już dosłownie „z niejednego pieca chleb jedli” to misja teoretycznie jak każda inna, to jednak zawsze kolejny transport budzi w nich coś szczególnego – poczucie odpowiedzialności za ludzkie życie. Każda akcja to logistyczne wyzwanie, które wymaga konkretnego planu i wręcz idealnej synchronizacji z medykami czekającymi na płycie lotniska.
Na przeprowadzenie akcji mamy tak naprawdę kilka godzin. Działamy w ramach określonego systemu, dostajemy zapytanie o możliwość przeprowadzenia akcji, to znaczy: czy mamy dostępne załogi, dostępne samoloty. (…) W momencie, kiedy dostajemy takie zadanie piloci przygotowują się do lotu, sprawdzają warunki meteorologiczne i wtedy tak naprawdę wszystko dzieje się w ciągu 3-4 godzin. Jest to związane z koordynacją czasu: dojazdem karetki z organem przeznaczonym do przeszczepu, transportem do określonego miejsca w Polsce, do określonego ośrodka
– wyjaśnia kmdr ppor. Braszak.
Czasem z wiatrem, czasem pod wiatr
Presja czasu to jedno, ale dochodzą też dodatkowe trudności. Terminu transportu do przeszczepu nie da się przecież przełożyć na później. Piloci niejednokrotnie muszą więc podejmować trudne decyzje i walczyć chociażby z pogodą – tak było podczas jednego z przelotów w grudniu ubiegłego roku, gdy lotnicy startowali z Babich Dołów w śnieżycy, z ograniczoną widocznością. Stawiając czoła zmiennej i nie do końca korzystnej dla „Bryzy” pogodzie, niemal do samego końca nie byli pewni, czy uda im się wylądować na docelowym lotnisku. Co jednak zrobić, kiedy ktoś walczy o życie i czeka na swoją szansę? Wyzwanie podjęte, na szczęście ze szczęśliwym zakończeniem. O przebiegu tej wymagającej akcji wspomina kpt. pil. Michał Nawojczyk.
Polecieliśmy po zespół transplantologów do Krakowa, a potem z powrotem na Pomorze, gdzie znajdował się dawca. Następnie mieliśmy przetransportować lekarzy do Katowic. Zapowiadała się długa misja, więc dla bezpieczeństwa zaangażowaliśmy dwie załogi lotnicze. I dobrze się stało, bo akcja, która miała zakończyć się o godzinie 14:00 skończyła się przed północą
– wspomina kpt. pil. Michał Nawojczyk z 43. Bazy Lotnictwa Morskiego w Gdyni Babich Dołach.
Medycy na pokładzie, pora startować. Wówczas pojawiają się poważne kłopoty: załamanie pogody. Cudem pilotom udaje się ruszyć z pasa startowego, ale gdy powoli zbliżają się do Katowic, warunki atmosferyczne blokują możliwość bezpiecznego podejścia do lądowania.
Zasugerowano nam lądowanie we Wrocławiu. To jednak zbyt daleko od Katowic, więc lekarze nie zdążyliby wszczepić serca na czas. Nie było wyjścia, trzeba było zaryzykować i liczyć na to, że pogoda poprawi się w czasie lotu. Szczęście nam sprzyjało, bo finalnie bezpiecznie wylądowaliśmy w Katowicach
– mówi kapitan Nawojczyk.
I tak, choć przeważnie w bardziej sprzyjających okolicznościach przyrody, aż 15 razy w przeciągu ostatnich 12 miesięcy. Obok bazy lotniczej w Krakowie i wielkopolskim Powidzu, Gdynia to jedno z zaledwie trzech miejsc w Polsce, skąd wojskowi piloci regularnie startują po narządy na zlecenie transplantologów.
Wiele lat doświadczeń
Jak się to zaczęło? Trzeba sięgnąć aż do 1985 roku, gdy w Polsce szlaki dla przeszczepów organów przecierał profesor Zbigniew Religa. Na jego osobistą prośbę ówczesny szef Sztabu Generalnego po raz pierwszy zezwolił na uruchomienie transportu lotniczego – wojskowy samolot pokonał trasę z podszczecińskiego Goleniowa aż na Śląsk, do kliniki w Zabrzu. Tempo przelotu sprawiło, że bijące serce zdążyło w porę trafić do pacjenta czekającego na skomplikowany zabieg.
Dziś „Akcja Serce” to już oficjalna nazwa działań, które lotnicy wykonują na mocy porozumień między Ministerstwem Obrony Narodowej i Ministerstwem Zdrowia. Stała umowa dotycząca transportu organów na pokładzie samolotów obowiązuje od 2011 roku. Doświadczenia wojskowych pilotów stacjonujących w gdyńskich Babich Dołach sięgają jednak 2007 roku. Wówczas Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej na prośbę lekarzy z Gdańska po raz pierwszy wysłała swoich ludzi na przelot po trasie Gdynia – Bydgoszcz – Gdynia. Co ciekawe, początkowo w transportach medycznych wykorzystywano śmigłowce, a od 2014 roku - tylko samoloty. Do tej pory w regularnych akcjach uczestniczą załogi wspomnianych samolotów transportowo-desantowych M28B „Bryza”. Warto dodać, że gdyńscy piloci zdążyli już „zadebiutować” w 2023 roku – w pierwszą „Akcję Serce” wybrali się w sobotę, 7 stycznia do Wrocławia, otwierając tym samym na nowo licznik swoich misji ratujących życie.
Jesteś świadkiem ciekawego zdarzenia w waszej okolicy? A może chcesz poinformować o trudnej sytuacji w Twoim mieście? Czekamy na zdjęcia, filmy i gorące newsy! Piszcie do nas na: [email protected]