To reakcja na dramatyczną sytuację w Afganistanie, który w ostatnich dniach został podbity przez talibów - ortodoksyjnych islamistów, którzy ogłosili już powstanie nowego państwa, Islamskiego Kalifatu Afganistanu. Zdobyty został Kabul, stolica kraju. Na tamtejszym lotnisku od kilku dni dzieją się dramatyczne sceny. Tysiące ludzi chcą uciekać spod władzy talibów, która może im przynieść terror, cierpienie i śmierć.
Na razie decyzja polskiego rządu nie jest znana.
We wtorek wieczorem (17 sierpnia) prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz zapowiedziała, że gdański samorząd gotów jest wspierać działania rządu, jeśli ten sprowadzi afgańskich uchodźców do Polski.
"Konsekwencją wieloletniej wojny w Afganistanie jest dramat uchodźców, szczególnie tych prześladowanych przez talibów - mówi prezydent Aleksandra Dulkiewicz. - Wolny świat powinien zareagować na krzywdę drugiego człowieka. Solidarność z krzywdzonymi i prześladowanymi jest w naszym gdańskim DNA. Dlatego jeżeli polski rząd otworzy się na potrzebujących z tego rejonu świata, to jako samorząd aktywnie włączymy się w pomoc. A już teraz Gdańsk będzie bezpieczną przystanią dla naszych sąsiadów z Białorusi, ze zdelegalizowanego przez reżim Łukaszenki PEN Klubu. Gdańsk pomaga także pisarzom-uchdźcom w ramach Międzynarodowej Sieci Miast Schronienia ICORN. Nie możemy być obojetni na ludzką krzywdę. Jesteśmy i będziemy solidarni"
Polecany artykuł:
Polski Kontyngent Wojskowy w Afganistanie działał od roku 2002 i przeznaczony był do przywrócenia bezpieczeństwa i pomocy w odbudowie. Służyło w nim jednocześnie 100 żołnierzy, a w szczytowym okresie 2010-2011 prawie 2600. Był to największy kontyngent wojskowy w całej historii misji pokojowych i stabilizacyjnych Wojska Polskiego.
Jeszcze przed upadkiem Kabulu USA poprosiły nasz rząd o przyjęcie nawet trzech tysięcy Afgańczyków. Mieli to być w większości tłumacze i współpracownicy Stanów Zjednoczonych. Polski rząd uznał jednak, że nasze państwo nie jest przygotowane na przyjęcie tak dużej liczby uchodźców, dlatego władze państwowe w Warszawie do inicjatywy odniosły się z rezerwą. Analizowane są warianty z mniejszymi liczbami osób, które mogłyby trafić do Polski. Chodzi o współpracowników naszej dyplomacji, wywiadu, tłumaczy i osoby pracujące dla polskiego wojska. W dalszej kolejności byliby kwalifikowani ci, którzy pracowali dla Amerykanów.