W 2018 roku na Oktoberfeście bawiło się 6,3 miliona osób. To więcej niż populacja Danii. W tym roku - rekord ten zostanie najprawdopodobniej pobity, bowiem Bawarczycy, po dwóch latach bez Oktoberfestu, byli bardzo spragnieni złocistego napoju.
I oczywiście golonki. Jej zapach dosłownie unosił się nad Monachium. Bawarczycy jedli ją rano, w południe i na wieczór. Urozmaiceniem były dla nich pierniki za pośrednictwem, których można wyznać komuś miłość. „Ich liebe dich” to jeden z najczęściej powielanych motywów na kruchych i lukrowanych sercach.
Łąki Teresy
Oktoberfest odbywa się na tzw. Łąkach Teresy. Na ogromnym terenie - niczym Kosakowo i nasz rodzimy Opener, jest kilkanaście namiotów, w których od rana można sączyć złocisty napój. By wyobrazić sobie skalę tego przedsięwzięcia - największy z namiotów mieści nawet 10 tys. osób.
A ci siedzą przy drewnianych ławach i w rytm granej na żywo muzyki wznoszą toasty. Nie brakuje rodzin z dziećmi, osób starszych, a także znajomych, którzy umówili się na wspólne świętowanie.
Co zaskakujące - większość osób, niezależnie od wieku, ubrana jest w tradycyjne stroje. Bawarki chętnie eksponują swoje biusty, które wciskają w za małe gorsety. Panowie natomiast noszą swoje lederhosen, a rozczochrane włosy ukrywają pod kapeluszami.
Gut organisiert
Można być pod wrażeniem wielu aspektów tego festiwalu, ale doskonała organizacja to jego chyba największy z atutów. Po pierwsze - Oktoberfest posiada własny komisariat policji. Bezpieczeństwa w namiotach i między nimi pilnuje 600 bawarskich policjantów, z którymi współpracują funkcjonariusze z Włoch, Francji, Holandii i Czech. Festiwal ma też swoją straż pożarną, pogotowie ratunkowe i podstawowe urzędy administracji miasta. W sumie na miejscu działa - 13 tysięcy pracowników.
Na teren festiwalu nie można także wejść z dużym plecakiem czy walizką. Większe torby należy pozostawić w specjalnym depozycie, który działa nieopodal głównego wejścia.
Mimo iż festiwal (poza oczywiście namiotami) odbywa się w zasadzie na świeżym powietrzu, goście nie muszą się martwić choćby o toalety. Na łąkach Teresy jest ich całe mnóstwo i na pewno nie mają nic wspólnego z zarzyganymi wychodkami. Papier toaletowy? Bitte, mamy całe mnóstwo.
Nocleg? Nie mam kasy
Mimo, że spożywanie złocistego napoju nie wydaje się być dużym kosztem, to jednak pobyt w Monachium, w czasie trwania Oktoberfestu może wiązać się ze… sprzedażą jednej z nerek. Ceny w tym czasie drastycznie idą w górę, a noclegi zaczynają się od kwoty 1000 zł za dobę. Chyba, że ktoś lubi hostele i spanie w towarzystwie dziesięciu obcych osób. Wówczas może będzie troszeczkę taniej.
Warto więc na ten czas poszukać noclegu w okolicach Monachium. Dla nas - dobrym wyborem okazała się miejscowość Pfaffenhofen an der Ilm, którą od stolicy Bawarii dzieliło zaledwie 40 min jazdy autem. Urocza mieścina oferuje kilkanaście hoteli, których ceny, mimo trwającego nieopodal Oktoberfestu, były w pełni akceptowalne. Za nocleg w Hotel Moosburger Hof zapłaciliśmy 509 zł za dwie osoby. Hotel oferował podziemny parking, a także - co najistotniejsze po kilku godzinach podróży - wygodne łóżko. I dwie oddzielne kołdry. To się bardzo cenni w kilkuletnim związku.
A jeśli nie autem?
Jeśli komuś nie odpowiada osiem godzin za kółkiem, do Monachium z Gdańska można polecieć także samolotem. Bezpośrednie połączenie oferuje m.in. Lufthansa. Wówczas, podróż będzie trwać zaledwie godzinę i czterdzieści minut. A potem można się już rozkoszować apfelstrudel.
Epilog
Mimo, że Oktoberfest może wydawać się bardzo przaśną imprezą, to jednak te bawarskie dożynki są warte każdego euro. I choć nie gra tu żaden Måneskin, tylko disco polo - to człowiek i tak tupie nóżką. Du bist verrückt! To znaczy - jesteś szalona!