– Już kilka razy miałem sytuacja, że ktoś do mnie machał, pokazywał gest świadczący o tym, że auto mu się podoba. Ostatnio na skrzyżowaniu ul. Świętojańskiej z 10 Lutego zatrzymała się obok mnie ciężarówka. Mężczyzna prowadzący pojazd wyjął telefon i zaczął robić mi zdjęcia – mówi właściciel Moskwicza 403.
Zanim kultowy Moskwicz powrócił na gdyńskie drogi – spędził we wrocławskim garażu dokładnie 40 lat. Właściciele pojazdu, jak podkreśla Miegoń, trzymali auto już wyłącznie z sentymentu. – Ja za wszelką cenę chciałem by samochód znów służył do podróżowania. Przetransportowałem go z Wrocławia prosto do Gdyńskiego Muzeum Motoryzacji. Tam po kilku miesiącach ciężkiej pracy, auto było gotowe by znów jeździć – dodaje Miegoń.
Tomasz Miegoń na przestrzeni ostatnich lat był właścicielem kilku Moskwiczów. Jak podkreśla - miłość do tych aut narodziła się już w dzieciństwie.
– Wszystko zaczęło się, kiedy miałem 4 latka. Wówczas dziadek zaprowadził mnie do swojego kolegi, który właśnie zakupił Moskwicza 407. Posadził mnie za kółkiem, a ja, dosłownie przepadłem. Od tamtej pory ten samochód to było moje największe marzenie – tłumaczy Miegoń.
Pierwszego Moskwicza kupił zaraz po maturze. – Dostałem od rodziców za zdane egzaminy 200 dolarów. Od razu wiedziałem na co je wykorzystam – wspomina Miegoń.
Na przestrzeni lat wyprodukowano wyłącznie 133 tys. sztuk modelu 403. – Cieszę się, że jeden z nich stoi w moim garażu – konkluduje właściciel auta.