Wystawa "Nasi chłopcy" w Gdańsku. Czy Kaszubi mają prawo do swojej pamięci historycznej? Rozmowa z ekspertem

2025-07-16 10:39

Wystawa "Nasi chłopcy" udostępniona przez Muzeum Gdańska wzbudziła ogromne emocje w społeczeństwie. Z prof. Cezarym Obrachtem-Prondzyńskim - jednym ze współtwórców wystawy, który jest historykiem, antropologiem, socjologiem i jednocześnie Kaszubą - rozmawiałem o tym, skąd jego zdaniem wynika oburzenie komentujących i czy mieszkańcy Pomorza mają prawo mówić o swojej historii.

Plakat promujący wystawię Nasi chłopcy

i

Autor: Muzeum Gdańska / materiały prasowe

"Nasi chłopcy", czyli trudna historia Pomorza w czasie II wojny światowej

"Nasi chłopcy" to wystawa, której bohaterami są mieszkańcy Pomorza wcieleni do armii III Rzeszy. Były to osoby, które nie miały żadnego wyboru - Pomorze zostało wcielone w granice Niemiec, a niemieccy obywatele mieli obowiązek służby wojskowej. Odmowa mogła skończyć się zsyłką - nie tylko dezertera, ale także jego najbliższych - do obozu koncentracyjnego Stutthof, prześladowaniami lub śmiercią. Już w pierwszych tygodniach wojny na Kaszubach zapanował terror, którego punktem kulminacyjnym była zbrodnia w Piaśnicy, w której z rąk niemieckich żołnierzy zginęło ok. 14 tys. mieszkańców tych ziem.

W sumie na Pomorzu, zgodnie z szacunkami profesora Tomasza Szilinga, do Wehrmachtu wcielono od 85 do 90 tysięcy mężczyzn z trzecią kategorią volkslisty, głównie z Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie. Wielu z nich dezerterowała w czasie wojny i przechodziła do wojska polskiego. Ogromna część nigdy z wojny nie wróciła, gdyż zostali potraktowani przez Niemców jako mięso armatnie i zginęli na samym początku walk.

Dziś większość mieszkańców Pomorza ma wśród swoich niedalekich przodków zarówno osoby, które służyły w Wehrmachcie, jak i ludzi, którzy zginęli z rąk żołnierzy Wehrmachtu. To dotyczy również mojej rodziny i rodzin osób, które znam. Nasza historia jest trudna i skomplikowana.

Osoby z tych regionów Polski, które w czasie wojny znalazły się w Generalnej Guberni, a nie w Rzeszy, często nie znają tej historii. Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że część z tych żołnierzy, którzy walczyli po stronie Niemiec, również była ofiarami wojny.

Wystawa "Nasi chłopcy" w Muzeum Gdańska. Czy tytuł naprawdę jest kontrowersyjny?

"Nasi chłopcy" - tak o Kaszubach i innych mieszkańcach Pomorza, którzy zostali wcieli do Wehrmachtu mogły mówić ich matki, żony i siostry. Tymczasem wiele osób odebrało ten tytuł, jako określenie synonimiczne do "zuch chłopacy". W sieci wylał się ogromny hejt i pojawiły oskarżenia o rzekome chwalenie się udziałem w wojnie po stronie niemieckiej.

Czy tytuł wystawy rzeczywiście jest kontrowersyjny? Skontaktowaliśmy się z prof. Cezarym Obrachtem-Prondzyńskim, który jest wymieniony wśród osób, którym Muzeum Gdańska dziękuje za współtworzenie wystawy, by porozmawiać o tym, jak osoby z różnych regionów Polski interpretują i pamiętają historię. Profesor jest nie tylko szanowanym historykiem, antropologiem i socjologiem, ale jest też Kaszubą związanym z Gdańskiem i Bytowem, dzięki czemu łatwiej jest mu zrozumieć historię regionu.

"Nasi chłopcy". Cezary Olbracht-Prondzyński: To dyskusja o tym, kogo uważamy za "naszego"

Nasz rozmówca spytany o to, czy jego zdaniem tytuł jest kontrowersyjny, stwierdza, że nie, a wystawa jest skierowana do mieszkańców regionu.

Opowiadamy historię tego regionu dla osób, które są z tego regionu, bądź znają jego historię. Sprawa jest oczywista i w tym znaczeniu niekontrowersyjna łącznie z tytułem, bo to są nasi chłopcy. Tak o nich mówiono, tak pisano o nich w listach, tak ich wspominano przez wiele lat po wojnie. To byli nasi chłopcy, którzy w wielu przypadkach nie wrócili z wojny

- mówi profesor.

Ale w sposób niezamierzony, czyli taki, którego się właściwie nie spodziewaliśmy, ta wystawa wywołała rezonans, który dalece wykracza poza kontekst regionalny. Stała się tylko katalizatorem i ten tytuł stał się jeszcze bardziej adekwatny, nabrał nowego znaczenia. Dziś moglibyśmy wystawę zatytułować: "Nasi chłopcy?". Ze znakiem zapytania, żeby zapytać, kto jest nasz, kto ma prawo do tego, aby być nasz, kto jest uznawany, bądź kto nie jest uznawany za naszego i jakie warunki musi spełnić, aby zostać uznanym za naszego

- dodaje.

- Cała ta reakcja z najwyższych instancji państwowych, bądź też brak reakcji niektórych z tych instancji, wyraźnie pokazuje, że to jest tylko pretekst do dyskusji na temat tego, kto ma prawo być Polakiem, kto nie może być Polakiem, kto nie jest Polakiem, kto jest niepełnym Polakiem, kto jest wątpliwym Polakiem i co to oznacza w konsekwencji. To widać między innymi po komentarzach, które pojawiają się w sieci, gdy ludzi piszą "To 'wasi' chłopcy, bo na pewno nie 'nasi'" - mówi dalej mój rozmówca.

Czy Kaszubi i inne mniejszości mają prawo do swoje pamięci historycznej?

- Z naszego, kaszubskiego punktu widzenia moglibyśmy powiedzieć: "A bo to pierwszy raz?". My jesteśmy nieustannie atakowani w ten sposób, ale to nawet nie idzie o Kaszubów, nie idzie o Pomorze, tylko idzie o znacznie szersze zjawisko, bo podobne rzeczy znajdziemy w dyskusji o kwestii żydowskiej, czy o relacjach z Ukraińcami - stwierdza prof. Obracht-Prondzyński.

Jego zdaniem w Polsce pewnym grupom odmawia się prawa do pamięci historycznej, jeśli pewne okresy w historii te grupy pamiętają inaczej.

My chcemy opowiadać historię lokalną, regionalną, środowiskową i pokazać, jaki los spotkał naszych przodków, a ktoś nam mówi, że nie mamy do tego prawa. Ktoś mówi, że nie mamy prawa mówić, że ci chłopcy z wystawy to są "nasi chłopcy". To jest kwintesencja, bo skoro nasi przodkowie to nie mogą być "nasi chłopcy", to może my dla tych ludzi też nie jesteśmy "nasi"?

- mówi profesor.

Ekspert o wystawie "Nasi chłopcy": Krytykujący nie chcą przyjąć wiedzy, bo jest niewygodna

Zapytaliśmy profesora, czy jego zdaniem wystawa byłaby lepiej odebrana, gdyby ludzie z innych regionów mieli większą wiedzę na temat historii Pomorza.

Zdaniem naszego rozmówcy nie chodzi jednak o brak wiedzy, tylko o tworzoną jedną narrację historyczną, z której wyrzucane są niewygodne elementy.

Kryterium wiedzy mnie nie przekonuje, bo wszystko opiera się na stosunku emocjonalnym do historii. Gdy wypowiadają się takie osoby jak prezydent lub minister obrony narodowej, to celowo wypowiadają się w sposób wolny od wiedzy, bo ta wiedza byłaby dla nich kłopotliwa. Gdyby przyjęli tę wiedzę, to raczej trudno byłoby im sformułować tak jednoznacznie krytyczne oceny

- stwierdza prof. Obracht-Prondzyński.

Wystawa "Nasi chłopcy" opiera się na wspomnieniach i pamiątkach od mieszkańców regionu

Osoby krytykujące wystawę zarzucają twórcom, że stworzyli narrację, która ma rzekomo wybielać Niemców. Prof. Cezary Obracht-Prondzyński zauważa, że ogromna większość osób, które komentują, w ogóle wystawy nie widziała. Tymczasem wystawa opierała się na wspomnieniach i pamiątkach od mieszkańców regionu.

Współtwórców wystawy jest bardzo dużo w tym sensie, że ta wystawa w ogromnej większości opiera się na eksponatach darowanych przez ludzi. Okazało się, że zbiory muzealne są zbyt ubogie. W oparciu o zbiory muzealne po prostu nie udałoby się stworzyć tej wystawy, więc tu zwykli ludzie dzielą się historią swoich rodzin. To jest bardzo ważny element

- mówi nasz rozmówca.

Krytycy wystawy, który zarzucają twórcom złe intencje, przytaczają jeden z opisów, który mówi, że pomorscy żołnierze poza strachem i innym negatywnym uczuciami odczuwali również ekscytację tym, że zobaczą dalekie kraje. Profesor zauważa, że to właśnie wynika z tego, iż wystawa opiera się na wspomnieniach zwykłych ludzi.

Mój wuj, u którego przez pewien czas mieszkałem, służył w Kriegsmarine. Wuj był bardzo prostym człowiekiem i potrafił opowiadać o tym, że dzięki służbie miał okazję zobaczyć Paryż. To jednak nie zmienia faktu, że wojna była dla takich osób dramatem. Polscy żołnierze, którzy byli na Bałkanach lub Bliskim Wschodzie też opowiadają o państwach, które widzieli, choć wojna była dla nich dramatem. Trzeba mieć dużo złej woli, by interpretować to w taki sposób

- stwierdza mój rozmówca.

To są tylko preteksty do dyskusji nad tym, kogo można uznać za "naszego", a kogo nie i co wolno nam pamiętać, a czego nie. Okazuje się, że nasza pamięć jest nieprawomocna

- stwierdza ekspert.

Nasz rozmówca dodaje, że przez to m.in. Kaszubi nie mogą mówić o swojej trudnej historii. - Kiedy my chcemy powiedzieć o tym, że to my byliśmy ofiarami, to ta ofiara jest możliwa tylko wtedy, gdy wpisuje się w szerszą ofiarę polską zgodną z tą jedną prawomocną wersją - stwierdza.

Wystawa "Nasi chłopcy". Gdzie obejrzeć?

Wystawa "Nasi chłopcy" będzie dostępna do 10 maja 2026 roku w Ratuszu Głównego Miasta (ul. Długa 46/47).

Trójmiasto Radio ESKA Google News
Oni wszyscy są Kaszubami! Celebryci, gwiazdy i postaci historyczne