- W Gdyni prawdopodobnie to Świętojańska byłaby brzegiem morza, Skwer Kościuszki byłby już pod wodą. A w Sopocie to wszystko od tej skarpy koło kościoła Św. Jerzego. Najgorsza sytuacja byłaby jednak w Gdańsku. Wszystko po prawej stronie Wisły i na północ od Martwej Wisły byłoby pod wodą. Na lewym brzegu byłoby tak do połowy Zaspy i Przymorza, cała Letnica, Brzeźno, Nowy Port. A co najgorsze, również cała historyczna część Gdańska - tłumaczy Jacek Piskozub z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk.
Musimy zmniejszyć emitowanie dwutlenku węgla - alarmują naukowcy. Jeszcze w tym stuleciu poziom morza może wzrosnąć o metr, a w kolejnym nawet o kilka metrów.
- Powinniśmy już w tym stuleciu zacząć coś robić, żeby uratować chociażby Gdańsk w przyszłym stuleciu. Bo jeżeli nic nie zrobimy, to potem będzie za późno, żeby gwałtownie budować wrota powodziowe w ujściu Martwej Wisły. 1-2 metry to są bardzo możliwe. A jeszcze dodajmy spiętrzenie sztormowe, zimą występują u nas sztormy, to kolejny jeszcze przynajmniej metr. To oczywiście wymagałoby podwyższenia nabrzeży, czego się nie wiem czemu w tej chwili nie robi - dodaje specjalista.
Aby nie doprowadzić do nieodwracalnych efektów ocieplania klimatu w pierwszej kolejności powinniśmy zrezygnować z wytwarzania energii za pomocą węgla.