O tej sprawie rozpisywały się gazety. Mieszkańcy Kartuz na pewno doskonale pamiętają historię tajemniczego zniknięcia niemowlęcia.
Kartuzy, szpital i dramat rodziny
Kasia Mateja urodziła się 15 czerwca 1985 roku we wsi Kiełpino, koło Kartuz. Była piątym, najmłodszym dzieckiem Państwa Matejów. Miała zaledwie 7-miesięcy, kiedy trafiła do szpitala z silną gorączką i wysypką na skórze.
Kiedy jej stan zdrowia przez kilka dni nie poprawiał się, jej mama, Pani Elżbieta, wezwała pogotowie. Załoga karetki po przybyciu na miejsce stwierdziła, iż stan Kasi wymaga hospitalizacji. Kasia została przewieziona na oddział dziecięcy szpitala w pobliskich Kartuzach. Miało to miejsce 24 stycznia 1986 roku. U Kasi stwierdzono zapalenie gardła i płuc na tle alergicznym. Co ważne dla tej sprawy, z Kasią w szpitalu nie przebywało żadne z rodziców
– pisze autorka „Zaginieni przed laty” Iwona Modliborska.
Dzisiaj w szpitalu może przebywać jedno z rodziców. W tamtych czasach, nie było to praktykowane. O stanie zdrowia dziecka rodzice dowiadywali się telefonicznie.
Dziewczynka miała już wyjść do domu
Kasia miała zostać wypisana do domu 28 stycznia. Niestety, w nocy z 27 na 28 stycznia 1986 dziewczynka zniknęła z sali oddziału dziecięcego kartuskiego szpitala.
Fakt zaginięcia Kasi odkryła lekarka pełniąca tej nocy dyżur na oddziale, gdy krótko po godzinie 5 rano robiła tradycyjny obchód po wszystkich salach. Kiedy dotarła do sali numer 10, zobaczyła puste łóżeczko. W tym pomieszczeniu przebywała wówczas tylko Kasia
– czytamy w artykule.
Jak podaje autorka tekstu, lekarka początkowo sądziła, że Kasię z łóżeczka zabrała jedna z pielęgniarek, która również pełniła tej nocy dyżur. Jednak po zebraniu na miejscu śladów przez milicję, stwierdzono, że dziecko zostało uprowadzone.
Po dokładnym sprawdzeniu terenu szpitala, milicja doszła do wniosku, że porywacz dostał się na oddział przez klatkę schodową na parterze budynku i wyjście awaryjne. Były to jedyne drzwi dające możliwość wejścia na oddział o tak późnej porze, bowiem główne drzwi wejściowe na oddział dziecięcy zostały zamknięte przez pielęgniarki tego wieczoru około godziny 22. W toku śledztwa milicja ustaliła, że sprawca musiał pojawić się około godziny 2:30-2:40 w nocy.
Wtedy właśnie wybijanie szyby w oknie na pierwszym piętrze słyszała lekarka dyżurująca na oddziale dziecięcym. Jednak dostanie się na teren szpitala w ten sposób uniemożliwiły sprawcy kraty znajdujące się w oknie. Mimo tego, że na oddziale przebywało wówczas pięć osób dorosłych, lekarz dyżurny oraz cztery pielęgniarki, to żadna z nich nie słyszała momentu, kiedy sprawca porwania wszedł na oddział dziecięcy i skierował swoje kroki do sali numer 10, w której przebywała Kasia
– pisze Iwona Modliborska.
Milicja przeprowadziła eksperyment. Wykazał on, że przestępca przebywał na terenie oddziału około 40 sekund i włożył Kasię do torby. Oddział opuścił tą samą drogą, którą przyszedł. Dodatkowo, na śniegu milicja znalazła ślad obuwia o rozmiarze 40-41. Pies tropiący podjął ślad, ale zgubił go przy brzegu pobliskiego jeziora.
Jak czytamy, rodzina Kasi prosiła milicję o przeszukanie dna zbiornika, ale milicja odmówiła, tłumacząc się brakiem funduszy.
Wszystkie hipotezy był mylne
Milicja brała pod uwagę kilka hipotez. Początkowo przypuszczano, że pracownicy szpitala mogli dopuścić się błędu w sztuce i tym sposobem tuszowano przestępstwo. Wersja ta jednak się nie potwierdziła.
„Do uprowadzenia dziecka przyznał się chory psychicznie syn jednej z pielęgniarek, pracujących w kartuskim szpitalu. Wedle jego relacji, miał on uprowadzić dziewczynkę, wywieźć do lasu i tam zakopać, wcześniej ją gwałcąc. Przekopane zostało miejsce, które wskazał, ale nie znaleziono tam zwłok zaginionej Kasi.”
Pomimo szerokiej akcji medialnej, przedstawiania historii w telewizji nie udało się odnaleźć dziecka. Jeśli Kasia Mateja żyje to ma dzisiaj 38 lat. Jak podaje autorka „Zaginieni przed laty” rodzina nadal na nią czeka. Mając nadzieję na odlezienie, podają znaki szczególne dziewczynki (teraz kobiety).
Kasia posiadała znaki szczególne na ciele, które być może nawet dzisiaj umożliwiłyby jej rozpoznanie. Te znaki to malutkie wgłębienie w lewym uchu, przypominające dziurkę od kolczyka, szare znamię na zewnętrznej stronie lewego uda, a także bordowa plamka na prawej piersi wielkości małej monety.
Jesteś świadkiem ciekawego zdarzenia w waszej okolicy? A może chcesz poinformować o trudnej sytuacji w Twoim mieście? Czekamy na zdjęcia, filmy i gorące newsy! Piszcie do nas na: [email protected]