śledztwo po wypadku na przejeździe kolejowym w Mezowie
W piątek, 8 października, w Sądzie Okręgowym w Gdańsku rozpoczął się proces przeciwko 34-letniemu Tomaszowi K., któremu prokuratura zarzuciła zabójstwo żony, sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym oraz uszkodzenie mienia.
Zdaniem śledczych oskarżony Tomasz K. 10 stycznia br. w Kiełpinie wszedł do salonu kosmetycznego prowadzonego przez swoją żonę 31-letnią Jolantę K. Doszło do kłótni między małżonkami. W jej trakcie, kiedy pokrzywdzona próbowała połączyć się z numerem alarmowym 112, mężczyzna "z dużą siłą uderzył ją jedenaście razy w głowę twardym, tępokrawędzistym narzędziem".
Polecany artykuł:
Następnie oskarżony włożył pokrzywdzoną do bagażnika samochodu i pojechał na przejazd kolejowy w Mezowie. Umieścił kobietę na miejscu kierowcy i zostawił na przejeździe kolejowym. W samochód uderzył pociąg.
Zabójstwo kobiety w Kiełpinie
Śledczy ustalili, że motywem zbrodni zabójstwa był rozpad małżeństwa, z czym mężczyzna nie mógł się pogodzić. Prokuratura podała, że w toku śledztwa Tomasz K. został poddany badaniom przez biegłych lekarzy psychiatrów i psychologa. Po obserwacji biegli stwierdzili, że oskarżony nie jest osobą chorą psychicznie ani upośledzoną umysłowo. W chwili popełnienia zarzucanych mu przestępstw mógł rozpoznać znaczenie czynów i pokierować swoim postępowaniem.
W trakcie piątkowej rozprawy oskarżony Tomasz K. został doprowadzony z aresztu śledczego w Gdańsku. Odmówił składania wyjaśnień oraz odpowiedzi na pytania prokuratura i oskarżycieli posiłkowych - rodziców i rodzeństwa zamordowanej Jolanty K.
Sędzia Danuta Blank odczytała zeznania oskarżonego, które składał w trakcie postępowania. Utrzymywał w nich, że pokłócił się z żoną o listy z groźbami, które otrzymywał po rozpadzie ich związku (śledztwo wykazało, że sam napisał listy). Mówił, że
wyprowadziło go z równowagi, że ona kręciła, że nie potrafiła wytłumaczyć, do kogo należał czarny samochód
W trakcie jednych zeznań twierdził, że nie pamiętał jak i czym uderzył żonę w salonie kosmetycznym. W innych powiedział, że uderzył ją młotkiem. Zeznał również, że "wywlókł ją z salonu do samochodu i umieścił w bagażniku". W trakcie jednych zeznań twierdził, że jego żona żyła, kiedy wsadzał ją do bagażnika. W innych oświadczył, że była martwa. "Zanim odjechałem, starłem ślady krwi z recepcji (w salonie kosmetycznym - PAP)" - powiedział. Zeznał również, że po zabójstwie żony, wyrzucił młotek do jeziora w Mezowie.
W odczytanych zeznaniach twierdził, że przed zabójstwem korzystał z pomocy psychologa i psychiatry. Utrzymywał, że był śledzony przez nieznane mu osoby. Kwestionował badania dotyczące jego zdrowia psychicznego, które zostały przeprowadzone przez biegłych po zabójstwie. Zeznał również, że wcześniej, przed zabójstwem, pociął nożem opony samochodu żony i wybił szybę w oknie mieszkania Jolanty K.
Zeznania światków w sprawie śmierci właścicielki salonu w Kiełpinie
W trakcie piątkowej rozprawy sąd przesłuchał trzech świadków.
Maszynista Krzysztof Sz. zeznał, że auto (pozostawione przez oskarżonego na przejeździe kolejowym - PAP), w które uderzył pociąg, stało na przejeździe. Zauważył je po wyjeździe zza łuku. Skład poruszał się z prędkością 90 km/h. Tłumaczył, że przed uderzeniem w samochód włączył sygnał dźwiękowy "baczność".
Kolejny świadkiem był Maciej K., kierownik pociągu. Zeznał, że po zderzeniu wysiadł ze składu i podbiegł do samochodu, w którym siedziała pokrzywdzona. Dodał, że kobieta była zapięta pasami i miała odchyloną głowę w stronę fotela pasażera. Zeznał, że zauważył ruch jej ręki, zadawał jej pytania, ale kobieta nie odpowiadała. Po obrażeniach, które zaobserwował, stwierdził, że kobieta nie żyje.
Zeznania rodziny Tomasza K. w sprawie zabójstwa Jolanty w Kiełpinie
Następnie zeznawała Beata K., siostra oskarżonego. W zeznaniach twierdziła, że utrzymywała lepsze relacje z bratową niż z bratem. "Uważałam, że Tomasz nie zasługuje na taką dziewczynę jak ona. Ona była za dobra" - powiedziała. Dodała, że jej brat ma wybuchowy charakter. "Szkoda mi jej był, obawiałam się, że ona może doznać różnych sytuacji z jego strony" – powiedziała.
W zeznaniach dodała, że bratowa wielokrotnie dawała szansę swojemu mężowi. Zapisała ich na terapię dla małżeństw. Dodała, że kiedy zapytała Jolantę o rozwód, ta poklepała ją po ramieniu i powiedziała: "Beata, a co on może mi zrobić?" - zeznała.
Podała, że trzy dni przed jej zabójstwem, Jolanta powiedziała jej, że zaczyna się bać swojego męża.
Świadek w zeznaniach powiedziała, że od początku nie wierzyła w samobójstwo bratowej (taka wersja była brana pod uwagę po wypadku na przejeździe kolejowym - PAP). Stwierdziła, że "Jolanta bardzo kochała życie i nigdy by go sobie nie odebrała".
W trakcie zeznań zwróciła się do sądu z wnioskiem o orzeczenie zakazu zbliżania się do niej i jej rodziny przez oskarżonego.
Przestępstwo zabójstwa zagrożone jest karą pozbawienia wolności na czas nie krótszy od 10 lat albo karą dożywotniego pozbawienia wolności. Za sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym grozi od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Przestępstwo uszkodzenia mienia zagrożone jest karą od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.
Kolejna rozprawa odbędzie się 19 grudnia br.