W niedzielę (30.08) Daria Zawiałow zagrała w Jastarni na Półwyspie Helskim podczas ostatniego wakacyjnego koncertu w ramach festiwalu Salty Sounds. Przy okazji artystka opowiedziała nam o trudach koncertowania w reżimie sanitarnym, a także o tegorocznym „Męskim Graniu” i planach na nowy album! O szczegółach poczytasz i posłuchasz w naszym wywiadzie!
To był wyjątkowo ciężki czas, jeśli chodzi o koncertowanie. Część występów się nie odbyła, część została przeniesiona do sieci, a pozostałe zostały zorganizowane w reżimie sanitarnym. Daria, jak się koncertuje w czasach pandemii? Czy mocno odczuwasz, widzisz te różnice?
-Oczywiście, że widzę. Przede wszystkim nie możemy zapełniać sal i miejsc, które zazwyczaj zapełniamy. Nałożono na nas obostrzenia, do których musimy się stosować. Nie jest to nic przyjemnego, natomiast wiadomo, trzeba to przeczekać.
Daria, patrzyłam na Twój koncertowy rozkład jazdy. Przynajmniej w sierpniu był on mocno napięty! Skąd decyzja, żeby nie zwalniać tempa? Czy w ogóle miałaś czas w te wakacje, żeby trochę odpocząć?
-Tych koncertów i tak jest bardzo, bardzo mało. Początkowo na ten rok mieliśmy zaplanowane koncerty w każdy czwartek, piątek sobotę i niedzielę. To, co teraz jest, to naprawdę jest nic i taka ilość koncertowania nie jest w stanie mnie zmęczyć. Nie byłam nigdzie na urlopie, ale to po prostu tak wyszło. Nie dlatego, że nie miałam czasu. Chciałoby się więcej tego grania i tych koncertów!
A czy będąc w Jastarni, miałaś chociaż okazję, żeby wyjść nad morze, odpocząć i być może trochę się zabawić?
-Ja jestem typem raczej introwertyka, wolę z moimi chłopakami usiąść przy lampce wina w hotelu po koncercie. Nie jestem typem klubowej imprezowiczki czy coś w tym stylu, natomiast byliśmy nad morzem, spacerowaliśmy i było bardzo przyjemnie.
Jak już wspominałam, w tym roku część festiwali i koncertów odbyła się online. Tak też było w przypadku Męskiego Grania, w którym brałaś udział. Jak gra się z domu? I jak wygląda wirtualny kontakt z publicznością podczas takich koncertów?
-To było bardzo ciekawe doświadczenie, zwłaszcza że graliśmy w moim mieszkaniu. To było na pewno bardzo wyjątkowe, aczkolwiek zdecydowanie bardziej wole mieć bezpośredni kontakt z publicznością. Gdy graliśmy w Żywcu tej publiczności też z nami nie było, a jednak musieliśmy wykrzesać z siebie tyle energii, żeby ten jedyny koncert na trasie Męskiego Grania zagrać.