Samotnie przez Bałtyk
Samotne, non stop, czyli bez zawijania do portu i schodzenia na ląd, opłynięcie globu do dziś uznawane jest za jedną z najtrudniejszych prób ludzkiej wytrzymałości i umiejętności żeglarskich.
Jako pierwsi dokonali tego dwaj Brytyjczycy: w 1969 r. Robin Knox-Johnston, a dwa lata później Chay Blyth. Obaj w momencie tego wyczynu mieli po 30 lat. Urodzony w 1923 r. Henryk Jaskuła, gdy był w ich wieku, dopiero zaczynał żeglować.
Pochodził z Radziszowa, wioski niedaleko Krakowa, skąd razem z rodziną we wczesnym dzieciństwie emigrował do Argentyny. W tamtejszych szkołach zdobył zawód ślusarza i tokarza, a następnie podjął studia na kierunku elektromechanicznym na Universidad Nacional de La Plata. Po zakończeniu II wojny światowej wrócił do kraju i dostał się na Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie. Z dyplomem tej uczelni został skierowany do pracy w Zakładach Wytwórczych Silników Elektrycznych w Tarnowie, skąd po trzech latach na stałe przeniósł się do Przemyśla.
Żeglować, początkowo po Bałtyku, zaczął stosunkowo późno. W 1963 r. zdobył uprawnienia sternika jachtowego, a następnie jachtowego kapitana żeglugi wielkiej. Był współtwórcą Przemyskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego.
Pierwszym wielkim wyzwaniem, któremu sprostał, był rejs z Chile do Argentyny w 1973 r. Najtrudniejszym momentem wyprawy z Valparaiso, portu nad Pacyfikiem, do leżącego nad Atlantykiem Buenos Aires było przepłynięcie dookoła przylądka Horn. Sukces dodał mu wiary we własne siły – to wtedy zaczął planować rejs dookoła świata. W sfinalizowaniu tego przedsięwzięcia pomogły mu władze utworzonego w 1975 r. województwa przemyskiego. Budowę kadłuba "Daru Przemyśla" i jego podstawowe wyposażenie sfinansował Urząd Wojewódzki w Przemyślu, natomiast kwestie silnika pomocniczego, agregatu i instrumentów nawigacyjnych rozwiązał Polski Związek Żeglarski, przekazując na ten cel 2,5 mln zł.

Kadłub "Daru Przemyśla" wykonano w drewnie o grubości 28 mm, z żeliwnym balastem ważącym 3,7 tony, co nadawało jachtowi odpowiednią stateczność w trudnych warunkach okołobiegunowych. Długość całkowita wynosiła 14,2 m, szerokość 3,72 m, a powierzchnia ożaglowania – 80 m kw.
"Dar Przemyśla" napędzany był wiatrem, miał też silnik pomocniczy, trzycylindrowy diesel Volvo Penta o mocy 35 KM, a prąd pokładowy wytwarzał niewielki agregat Petter. Za precyzyjną nawigację odpowiadały – nowoczesne jak na tamte czasy – urządzenia Brooks and Gatehouse: echosonda z logiem mierząca głębokość i prędkość, radionamiernik do wyznaczania pozycji oraz przyrządy do pomiaru siły i kierunku wiatru.
Nie mniej ważne było wyposażenie jachtu w niezbędne artykuły przemysłowe i spożywcze. W telewizyjnym dokumencie uwieczniającym przygotowania do wyprawy wyszczególniono całą listę zabieranych w drogę zapasów; było to m.in. 28 żagli, zapas lin i maszyna do szycia, żywność na rok dla jednego człowieka, w sumie ok. 1000 puszek. 600 litrów wody pitnej w zbiorniku, 150 litrów wody pasteryzowanej w puszkach (dzienna racja 1,5 litra). Jaskuła zabrał też konserwy mięsne, suchary puszkowane, soki, owoce, jarzyny, 24 butelki spirytusu, sprzęt do połowu ryb, 400 litrów ropy, 40 litrów oleju silnikowego. Było tego tak dużo, ponieważ wyzwanie, którego się podjął polski żeglarz, zakładało rejs na otwartym oceanie bez możliwości schronienia się w porcie czy uzupełnienia zapasów.
Na pokładzie "Daru Przemyśla" nie było tratwy ratunkowej ani odpowiedniego sprzętu do łączności (radio nadawało tylko na falach UKF). Jak wspominała córka Henryka Jaskuły, Lidia (także żeglarka i profesorka fizyki na Uniwersytecie Technicznym w Queensland), rodzina przez wiele miesięcy czekała z niepokojem na wiadomości.
Henryk Jaskuła wyruszył w samotny rejs 45 lat temu z Gdyni
"Dar Przemyśla" wypłynął z Gdyni 14 czerwca 1979 r., kierując się najkrótszą drogą morską do celu, czyli po opłynięciu globu z powrotem do gdyńskiego portu. Trasa prowadziła przez Cieśniny Duńskie, Morze Północne, Atlantyk, Przylądek Dobrej Nadziei, następnie na południe od Australii i Nowej Zelandii, dalej wokół przylądka Horn i wzdłuż wybrzeży Ameryki Południowej aż do Europy i ponownie do rodzimego portu.
Henryk Jaskuła mówił w wywiadach, że najtrudniejsze było wypłynięcie "między główkami portowymi w Gdyni" i przebycie Morza Bałtyckiego. Potem już była monotonia: "wciąż tylko woda, woda, fale".
Dziennikarze zauważyli, że Jaskuła zawsze miał pogodną, rozpromienioną twarz. Niechętnie mówił o problemach, a przecież oprócz wspomnianego braku łączności były też inne, jak chociażby potężne sztormy, w trakcie których jacht dwukrotnie wywrócił się do góry dnem.
Drewniana konstrukcja kadłuba oraz przemyślane rozmieszczenie balastu zapobiegły wywrotce całkowitej, a hermetyczne włazy chroniły przed zalaniem. Awaria samosteru zmuszała go do ręcznego prowadzenia jachtu przez wiele godzin. Na pytanie, czy się bał albo czy uważał, że to, co zrobił, było wyjątkowym osiągnięciem, odpowiadał, że "jest zwykłym człowiekiem, jak każdy", a największym wyzwaniem nie były dla niego fale, lecz "dogłębna samotność". Przyznawał, że zdarzały się awarie, nawet dość poważne, ale za pomocą zestawu narzędzi radził sobie z ich usunięciem.
Dzięki wsparciu finansowemu i organizacyjnemu Jaskuła mógł w pełni skoncentrować się na przygotowaniach merytorycznych – od treningów żeglarskich, przez testy urządzeń, po planowanie szczegółowego harmonogramu trasy. Jak sam twierdził, to właśnie stało się kluczem do jego sukcesu. Rekord Jaskuły uznano nie tylko za wyczyn sportowy, lecz także za demonstrację odporności psychicznej i fizycznej organizmu ludzkiego. Przez 344 dni samotności na morzu poddawał się rygorowi stałych wacht, ograniczonej diety i braku świeżej wody, co do dziś interesuje specjalistów od medycyny ekspedycyjnej i psychologii ekstremalnej. Jego dzienniki – zawierające obserwacje zachowań fal i sztormów – bywają analizowane w kontekście zmian klimatycznych oraz modelowania rozwiniętych systemów ostrzegania przed kataklizmami pogodowymi.
Powrót Jaskuły do Gdyni 20 maja 1980 r. zamienił się w święto całego kraju. Tysiące mieszkańców powitało bohatera, a prezydent Gdyni Jan Krzeczkowski wręczył mu symboliczne klucze do bram portu. Kilka dni później uroczystości przeniosły się do Przemyśla, gdzie odsłonięto tablicę pamiątkową i zorganizowano wystawę sprzętu z rejsu. Za wybitne osiągnięcie w żeglarstwie Jaskuła otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski oraz Złoty Medal "Za Wybitne Osiągnięcia Sportowe”.
Żeglarz planował kolejny rejs non stop w odwrotnym kierunku, jednak w 1984 r. próba musiała zostać przerwana z powodu nieszczelności kadłuba. Pomimo późniejszej rekonstrukcji i przygotowań polityczne zawirowania i konflikty w zarządzie Przemyskiego Związku Żeglarskiego uniemożliwiły realizację tej wyprawy. Sam "Dar Przemyśla" - już z inną załogą na pokładzie - po zderzeniu z rafą uległ zniszczeniu u wybrzeży Kuby w 1987 r. Po tych wydarzeniach kapitan wycofał się z aktywnego żeglarstwa, dzielił się jedynie swoim doświadczeniem w prasie i wywiadach. W serii "Sławni żeglarze" ukazała się jego książka „Non stop dookoła świata”, a w 2021 r. opublikowano jego „Dziennik osobisty z rejsu non stop dookoła świata”.
Henryk Jaskuła zmarł 14 maja 2020 r. w Przemyślu w wieku 96 lat, pozostawiając po sobie nie tylko spuściznę żeglarską, lecz także inspirację dla kolejnych pokoleń badaczy i miłośników morza.
GALERIA: "Ptasie gniazda" na Wyspie Sobieszewskiej. Nowe apartamenty na terenie dawnej bazy wojskowej
Jesteś świadkiem ciekawego zdarzenia w waszej okolicy? A może chcesz poinformować o trudnej sytuacji w Twoim mieście? Czekamy na zdjęcia, filmy i gorące newsy! Piszcie do nas na Facebooku lub na skrzynkę: [email protected].