"Kneecap to historia powstania hip-hopowego tria z Irlandii Północnej. Rapując w swoim ojczystym języku irlandzkim, przewodzą ruchowi na rzecz ocalenia języka ojczystego" - możemy przeczytać w oficjalnym opisie filmu, który ma szansę zdobyć oscara.
Tak się dziwnie złożyło, że 12 stycznia będę grał koncert przed seansem tego filmu w Instytucie Kultury Miejskiej w Gdańsku. Moja obecność na tym wydarzeniu może dziwić, ale wraz ze mną pojawią się tam moi znajomi, którzy rapują od kilkunastu lat: Michał "MeHow Front" Plichta i Dawid "Dawid Zły" Zmarzły. Jakiś czas temu założyliśmy zespół Zły Front i w zasadzie przyświecał nam ten sam cel, co Irlandczykom, którzy założyli Kneecap.
Sukces "Kneecapu", to fajna okazja, żeby z chłopakami pogadać o tym, dlaczego robią to, co robią. Wydaje mi się, że ich muzyka może stać dla młodych Kaszubów, a może i dla wszystkich młodych mieszkańców Pomorza, drogą do odnalezienia własnej tożsamości w zglobalizowanym świecie, który wszystkich przetapia i zbija w jednolitą, anonimową masę.
Jak poprzednio byłem u Dawida, to miał studio nagrań w fajnej miejscówce. Przez okno było widać Zatokę Gdańską, była osobna sala do nagrywania teledysków, sala rekreacyjna i nawet scena koncertowa. Niestety został zmuszony do wyniesienia się stamtąd. Zabrał swój sprzęt do własnej piwnicy i tam urządził studio nagrań w bardzo undergroundowym stylu. Klimat jest tam świetny, co możecie zobaczyć na fotkach.
MeHow Front i Dawid Zły tłumaczą, dlaczego rapują po kaszubsku [WYWIAD]
Pierwsze pytanie jest może trochę głupie. Po co Wy w ogóle rapujecie po kaszubsku? Wiem, że sam się teraz do tego przyłączyłem, ale ja robię różne dziwne rzeczy. Wy robicie to już bardzo długo. Po co?
MeHow Front (MF): Ja rapuję po kaszubsku, bo to tak naprawdę mój pierwszy język. Najpierw nauczyłem się kaszubskiego, a później w szkole wjechał polski. No, ale to nie jest do końca prawda, że rapujemy tylko po kaszubsku. Robimy to trochę po kaszubsku, a trochę po polsku. Kaszuby zostały skutecznie spolonizowane i w samym języku kaszubskim moglibyśmy nie zostać zrozumiani. Jak nawijam zwrotkę po polsku i wrzucam jeden wers po kaszubsku, to słuchacz nieznający kaszubskiego wyłapie sens. Wierzę, że w ten sposób uczę młodych Kaszubów ich ojczystego języka.
Dawid Zły (DZ): Rapowanie po kaszubsku to dla mnie sposób na wyrażenie mojej tożsamości i dumy z mojego dziedzictwa. Kaszubski to żywy język i chcę, aby był słyszalny przez "naszych". Niech wiedzą, że ma się dobrze. Poza tym chcę, żeby kaszubski był słyszalny przez młodych odbiorców i inspirował ich do działania po kaszubsku. Myślę, że regionalne języki mają swoje miejsce w nowoczesnej kulturze.
A myślicie, że kaszubski może stać się językiem młodzieży na Pomorzu i na przykład zastąpić slang? W ten sposób nasza mowa mogłaby zyskać drugie życie.
MF: Na Kaszubach kaszubskie słowa już są częścią slangu młodzieżowego. Kaszubski naprawdę zaj***ście brzmi i młodzi ludzie to słyszą. Czasem używają niektórych zwrotów dla żartów, ale w ten sposób one wchodzą do użytku codziennego. Myślę, że jak te kawałki zaczną mieć dobre zasięgi, to kaszubskie zwroty wejdą do slangu młodzieżowego w całej Polsce.
DZ: Z jednej strony, tak samo jak MeHow, widzę ogromny potencjał w tym, aby język kaszubski stał się bardziej popularny wśród młodzieży. Myślę jednak, że młodość ma swoje prawa i bywa kapryśna. To długotrwały proces, na który wszyscy twórcy pracują. Na plus działa tutaj autentyczność, która jest ważna dla nowych pokoleń. Jesteśmy ludźmi tej ziemi. Oni z czasem dorosną i będą szukać swojej tożsamości.
"Kocham" jak dziennikarze pytają, o czym jest moja książka. Teraz mam okazję pomęczyć tym pytaniem kogoś innego, więc: o czym jest Wasza muzyka?
MF: O Jezu, ale głupie pytanie (śmiech). Mój rap ma uliczny sznyt, bo takie miałem doświadczenia i taki mam bagaż. Poza tym chciałbym pokazać w swojej muzyce brudną prawdę o świecie który nas otacza, a otacza nas świat w którym prawdziwa kaszubskość umiera na naszych oczach, ale nie w nas. Dla nas Kaszuby to nasze DNA, miejsce w którym żyjemy i historia która jest odmienna od polskiej. A nie haftowane chusty, tabaka w rogu, kaszubskie stroje i pieśni ludowe. To jest coś co wynika z wnętrza, a nie z ludowej otoczki.
DZ: Durne pytanie i nie odpowiem na nie (śmiech). No dobra, odpowiem. Moja muzyczna droga już trochę trwa. Z projektu na projekt budowałem ze słuchaczami szczególną więź. Stworzyliśmy swego rodzaju zamknięte grono. Inkluzywność, pozytywny przekaz i swojski charakter to cechy, które charakteryzują moją muzykę. Może nie mam tłumów odbiorców, ale ci, których mam, śledzą wszystkie moje ruchy, wspierają mnie i wiedzą, co się dzieje. Kurczę, zna mnie każdy dzieciak w okolicy i wszyscy wokół zbijają piątki!
Okej, a czujecie się w ogóle częścią polskiej sceny hiphopowej? Czy może uważacie, że tworzycie osobną scenę?
MF: Ja nie czuję się częścią polskiej sceny. W ogóle. Polski rap, moim zdaniem, przestał mówić o tym, co jest ważne, a zaczął mówić z dumą o tym, co dla mnie byłoby powodem do wstydu. Poza tym, że mamy własny przekaz i własny styl, to mamy też unikatowy język, co podwójnie stanowi o naszej odrębności.
DZ: To ja może powiem tak: dzięki różnym kolaboracjom mam pewność, że z naszą niszową muzyką jesteśmy konkurencyjni. Marzy mi się, aby przestało to być ot ciekawostką dla słuchacza. Dlatego zbieramy się i tworzymy nowe rzeczy, aby nasza scena rosła w siłę.
Może doprecyzuję, o co mi chodziło. Czy sądzicie, że ludzie poza Kaszubami mogą chcieć słuchać Waszej muzyki?
MF: Język nie stanowi bariery, jeśli o to ci chodzi. Muzyka to język emocji, a samo szczegółowe znaczenie można wyłuskać z innych źródeł. Ludzie już nas słuchają poza Kaszubami. Tak szczerze, to ja mam nawet lepszy odbiór poza Kaszubami, bo rap po kaszubsku to jest coś z czym Polacy się nigdy nie spotkali. Wiadomo, trudno być prorokiem we własnym kraju i tak dalej.
DZ: Oczywiście! Muzyka ma uniwersalny język. Tworzenie muzyki w języku kaszubskim dodaje jej unikalnego charakteru i autentyczności, co może przyciągnąć słuchaczy z różnych części świata, którzy są ciekawi nowych brzmień i kultur.
Dzisiaj (wywiad był nagrywany 6 stycznia) wypada 20. rocznica prawnego uznania kaszubskiego za język w Polsce, choć wcześniej nasz język był już uznawany na arenie międzynarodowej. Czy to prawne uznanie coś dla Was znaczy?
MF: Damn, trudne się wylosowało (śmiech). Z jednej strony czuję dumę, gdy mogę się tym pochwalić, ale z drugiej, to się nam po prostu należało. Wciąż nie jesteśmy uznani za mniejszość narodową, więc to taka namiastka autonomii. Poza tym Polska niby ten język uznaje, ale jak ktoś ma kaszubskie znaki diakrytyczne w nazwisku, to wciąż pozostaje niewidzialny dla systemu i nie może na przykład skorzystać z tych różnych państwowych aplikacji. Istnieją też korzyści, jak możliwość pisania matury po kaszubsku i tak dalej. Nie wiem, mam mieszane uczucia.
DZ: No właśnie. Ja z tyłu głowy mam tę satysfakcję, że jesteśmy już krok dalej niż inne mniejszości. Rzeczywistość, która nas otacza, zależy od nas. Walka o przetrwanie trwa, a to jeden z kroków. Idziemy po swoje. Nie możemy zaniedbywać naszych spraw.
Na koniec luźniejsze pytanie. Jakie macie plany na przyszłość?
MF: Ja planuję zostać programistą mikroprocesorów, to w kwestii zawodowej. Przeszedłem długą drogę od ciężkiego, ulicznego hardkoru, do ukończenia studiów i zostania inżynierem. Sam zresztą wiesz. Co do muzyki, to najpierw dokończymy projekt Zły Front, a potem się zobaczy. Muzyka od zawsze była gdzieś obok mnie, wiec na pewno jeszcze będę coś z nią działał. Pòzdrówczi dlô wszëtczich!
DZ: Z planów na przyszłość warto wymienić kontynuacje warsztatów muzyczno-literackich w szkołach. Pokazujemy dzieciakom zderzenie kultury hip-hopowej z kulturą kaszubską. Nowa płyta "ZłyFront", która skupia się na ważnych dla nas sprawach. Poza tym digitalizacja brzmień instrumentów ludowych z myślą o produkcji podkładów z takim naszym, kaszubskim zacięciem. Pòzdrówczi i pamiętajcie: Dawid Zły, bo to co dobre, szybko się kończy.