Choć w kalendarzu już wrzesień wciąż głośno jest na temat sierpniowej akcji z udziałem ratowników we Władysławowie. Do zdarzenia doszło pod koniec sierpnia. Czworo dzieci zaczęło się topić, mimo obecności na plaży opiekunów i ratowników. Sprawę nagłośnili reporterzy „Uwagi!” TVN.
Najgorsze jest to, że reakcja ratownika była… żadna. Ci ratownicy nic nie robili, nawet nie weszli do wody. To ja zdążyłem dobiec do linii brzegowej i wskoczyć do wody, a ratownicy … na pewno nie byli w wodzie
- opowiada Rafał Nakonieczny cytowany przez TVN.
- Zareagowaliśmy maksymalnie szybko. My się zorientowaliśmy, że brakuje dziecka, poszedłem szukać – stwierdza ratownik, który pracował w czasie kiedy tonęły dzieci.
Do sprawy odniósł się Jarosław Radtke, prezes WOPR w województwie pomorskim.
Znam to kąpielisko bardzo dobrze. Taka sytuacja nie powinna się wydarzyć. Pierwszym błędem, jaki został popełniony, to to, że nie było komunikacji między ratownikami, a grupą kolonijną. Przed wejściem do wody powinien być krótki instruktarz polegający na tym, że jak słychać jeden gwizdek, to trzeba patrzeć na ratownika, jak są dwa gwizdki, to trzeba wyjść z wody - skomentował.
Jak podaje TVN, dwóje dzieci, które topiły się tego dnia, jedynie mocno się wystraszyło, jedno zachłysnęło wodą i po kilkudniowym pobycie w szpitalu wróciło do zdrowia. W najgorszej sytuacji jest dziewczynka z domu dziecka. Lekarze oceniają, że jej stan jest ciężki.
Zdaniem posła Grzegorza Brauna do sytuacji doszło głównie z powodu narodowości ratowników.
Polecany artykuł:
Jak się okazało, w tym roku po raz pierwszy ratowników Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego zastąpiono prywatnym podmiotem, który wygrał przetarg.
Ta firma wygrała też przetarg na pływalni, w ośrodku przygotowań olimpijskich. Gdzie wcześniej jako WOPR pracowaliśmy 21 lat. Wygrała 1 zł na godzinie – mówi Jarosław Radtke, prezes WOPR w województwie pomorskim. I dodaje: - Oni z nami nie nawiązali żadnego kontaktu. Sam osobiście podjechałem i rozmawiałem z nimi. Widziałem w nich zagubienie. Patrzyli na mnie i sami się zastanawiali, co oni tu robią. Zadawałem im pytania, na przykład, dlaczego nie mają tablicy, dlaczego coś nie zostało wpisane, a oni nawet nie wiedzieli, co na tych tablicach meteo wpisać. Pytałem, na którym kanale pracują, rozmawiają, a oni odpowiedzieli, że nie mają radia. Komunikowali się telefonami, używając aplikacji WhatsApp..
Jak podkreślał, widać było nieporadność pracujących jako ratownicy Ukraińców. Zaznaczył, że nie mają oni dobrego przygotowania. Głos w sprawie zabrał także burmistrz Władysławowa.
Czy były jakieś nieprawidłowości, to nie będziemy rozstrzygać, ani pani redaktor, ani ja. Od tego są w Polsce odpowiednie instytucje, które mają uprawnienia i dostęp do wiedzy. To one muszą odpowiedzieć na pytanie, czy jakaś nieprawidłowość się odbyła, bo tego dzisiaj nie wiemy
– stwierdza Roman Kużel.