Weronika, opowiedz, jak to wszystko się zaczęło.
Zaczęło się od tego, że moi rodzice amatorsko pogrywali w tenisa i podobno nie umiałam jeszcze dobrze chodzić, a już brałam do ręki takie małe rakietki. Potem zaczęłam odbijać o ścianę w domu. Jak rodzice zauważyli ten entuzjazm to zabrali mnie na pierwszy trening. Na początku były takie 20-minutowe treningi, raz w tygodniu. W sumie nie można tego treningiem nazwać, a raczej pogrywaniem dla zabawy. Z czasem przerodziło się to w moją pasję.
Czyli takie wyssane z mlekiem matki?
Tak. Ale taty też, bo tata też sobie pogrywa (śmiech – przyp. red.)
Jakieś inne sporty wchodziły w grę czy liczył się tylko tenis?
Miałam epizod, w którym zaczęłam trenować akrobatykę, ale niestety musiałam przerwać ze względu na kontuzję w 2021 roku. Chciałam to pociągnąć dalej po powrocie, ale było bardzo ciężko. Przez pół roku miałam problem z chodzeniem. Byłoby mi ciężko wrócić i do tenisa i do akrobatyki naraz, dlatego musiałam wybrać.
Było o Tobie głośno podczas turnieju Australian Open. Ale przecież masz też inne sukcesy!
Jeśli chodzi o szlem to sam występ jest niejako sukcesem, ponieważ potrzeba trochę czasu i wysiłku żeby do tej drabinki się dostać. Najbardziej dumna jestem oczywiście z ćwierćfinału Australian Open. Ale ostatnie Mistrzostwa Polski – miałam 15 lat i grałam w kategorii do lat 18. Wygrałam je, więc to też dla mnie duży sukces, bo byłam bardzo młoda jak na tą kategorię wiekową.
Wysiłek jest spory. Nie tylko dla Ciebie, ale też dla twoich rodziców. Jak oni sobie radzą z rozstaniami?
Rodzice od samego początku mnie wspierali i wiedzieli z czym to będzie się wiązało. Wyjazdy są zakorzenione w sport. Myślę, że nie mogłabym inaczej.
To już naturalne, że wyjeżdżasz?
Tak. Dla nas wszystkich to jest naturalna rzecz. Cała rodzina się już przyzwyczaiła, że często mnie nie ma. Jak tylko jestem w domu, to spędzamy razem czas i wykorzystujemy każdą wolną chwile.
Ciekawi mnie, jak wygląda twój dzień treningowy. Domyślam się, że cały dzień jest wyjęty z życia.
Mam 3 treningi dziennie. Rano około godziny 10 mam pierwszy funkcjowy trening, potem koło godz. 15 mam trening przygotowania motorycznego i wieczorem również trening funkcjowy. Każdy z nich trwa około 2 godzin. Czas pomiędzy przeznaczam na to, żeby się zregenerować, zjeść posiłek. Dużo czasu zajmuje mi też rozgrzewka i rozciąganie przed i po treningu. Cały dzień jest praktycznie zajęty. Jak mam jakiś czas wolny to staram się go wykorzystać na naukę. Uczę się w Sopockiej Akademii Tenisowej i uczę się sama. Jeżdżę tylko na egzaminy i muszę sama nadrabiać ten materiał, który miałabym w normalnej szkole.
Ciężki kawałek chleba. Więc, co jest twoim największym marzeniem? Do czego dążysz sportowo?
Największym marzeniem jest to, żeby tenis sprawiał mi tyle przyjemności, ile sprawia teraz. A jeśli chodzi o cele… to chciałabym w przyszłości załapać się do górnych drabinek wielkich szlemów, bo jest to duże wyróżnienie. I chciałabym bardzo zagrać na stadionie Artura Ashe’a na US Open.
Życzę Ci, żebyś nie musiała na to długo czekać.
Dziękuję za rozmowę.