Opustoszały i ciemny. Do tego każdej nocy słychać wybuchy i eksplozje. Tak teraz wygląda Charków - miasto w północno-wschodniej części Ukrainy.
- Dopóki mój syn będzie w miarę bezpieczny, my tu zostaniemy. Jesteśmy na obrzeżach Charkowa, wyprowadziliśmy się z centrum. Ale chcemy tu być. Pomagać ludziom, naszym żołnierzom, naszemu krajowi - mówi Daria.
Daria na co dzień zajmuje się projektowaniem. Jej prace można podziwiać za pośrednictwem Instagrama. - Moje wspaniałe życie zatrzymało się 24 lutego. Gdy poszłam około piątej nad ranem nakarmić syna. Wtedy wszystko się zaczęło. Nasz koszmar - dodaje Ukrainka.
Agencja Ukrinform poinformowała, że ostatniej nocy w prawie całej Ukrainie słychać było alarmy przeciwlotnicze. Tragiczna sytuacja jest nadal w Mariupolu, gdzie pozostali bliscy Eleny.
- Nie mam kontaktu z rodziną, ale udało mi się porozmawiać z przyjacielem z dzieciństwa, który obecnie broni Mariupolu. Jak podkreślił, miasto jest bliskie katastrofy humanitarnej. Kończy się jedzenie, nie ma leków. Całe miasto jest w ogniu - relacjonuje Elena.
W oblężonym od wielu dni Mariupolu zginęło ponad dwa tys. osób. Mimo to nie ustają rosyjskie bombardowania; tylko w ciągu ostatniej doby miały miejsce dwadzieścia dwa ataki na miasto.