-Arturze, za nami Twój koncert w Jastarni w ramach festiwalu Salty Sounds. Koncert – mimo tych wszystkich obostrzeń sanitarnych – bardzo energetyczny. A jak to wygląda z perspektywy sceny? Czy inaczej się gra dla – chociażby – tak okrojonej publiczności?
-Wiesz, ja już gram bardzo długo. I grałem różne koncerty – tam gdzie było 15 albo 20 tys. ludzi i tam, gdzie były dwie osoby. Różne pojemności mam za sobą. To nie jest oczywiście proste, kiedy jesteś w trasie, gdzie grasz w wypełnionych klubach i nagle pojawiasz się w miejscu, gdzie wprowadza się ograniczenia i tych ludzi jest mniej. Natomiast w pewnym momencie przestaje to mieć znaczenie, kiedy ta nawet okrojona grupa jest entuzjastyczna i nawiązuje kontakt z artystami. A dzisiaj [w Jastarni] tak było, że ten koncert wyglądał tak, jak każdy inny koncert, który gram – z pełnym zaangażowaniem wszystkich nas na scenie, ale też pełnym oddaniem publiczności.
-Dla wielu Twoich fanów takie utwory jak „Długość dźwięku samotności” albo „Sprzedawcy marzeń” to było coś, czego nie mogło zabraknąć na Twoim koncercie. Ale trzeba przyznać, że także Twoje nowe piosenki z wydanej w marcu płyty „Kundel” zostały ciepło przyjęte przez publiczność – szkoda, że nie można tego pokazać w radiu, jak ludzie tańczyli do „Bez końca”...
-No tak, ale to jest kwestia właśnie tej wyjątkowej publiczności i tego entuzjazmu jaki się rodzi po dwóch stronach.
-Ale czy odczuwasz to, że ta płyta została rzeczywiście ciepło przyjęta?
-Wiesz co, ona się ukazała w mega pechowym momencie – dzień przed lockdownem w Polsce. Z trasy koncertowej, która miała promować tę płytę, wiosną zagrałem tylko cztery koncerty. Wszystkie szesnaście pozostałych koncertów zostało przeniesionych na 3 września – w tych samych salach, ale na 50 proc. pojemności, więc będę grał dwa koncerty dziennie. Ale też nie wiem, czy ją dokończę.
-Dopytam jeszcze o samego „Kundla”, to jest album wyłamujący się dosyć z tych bezpiecznych standardów. Dużo na nim eksperymentów – chociażby z elektro popem. Czy dobrze odnajdujesz się w takiej stylistyce?
-Gdzieś tam się pojawiają takie elementy, ale cała płyta taka nie jest. Natomiast taki zamiar był od początku, że kolejna płyta ma się różnić od tego, co zrobiliśmy na „Składam się z ciągłych powtórzeń”. „Kundel” jest też płytą inną od strony lirycznej, mniej psychoanalityczną, bardziej skierowaną na szerszą grupę ludzi, którzy mogliby się z tym zidentyfikować.[…] Tak samo muzycznie, za każdym razem, kiedy nagrywam płytę, chcę, żeby to było inne, niż to co zrobiłem poprzednio, zwłaszcza, kiedy mogę o tym sam decydować. I na razie się to udaje.
-Jeśli chodzi o samą koncepcję i warstwę tekstową „Kundla” - skąd wziął się pomysł, by uczynić zwykłego szarego człowieka bohaterem tego albumu?
-To był długi proces, zanim doszedłem do „Kundla”. Zacząłem od szukania w takich dużych, skomplikowanych tematach, po czym to wszystko znalazło wspólny mianownik... w zwykłości i prostocie. Bo w zasadzie taka jest nasza istota, jako ludzi, że wszyscy jesteśmy zwykli. Mam wrażenie, że w ostatnim czasie ta zwykłość stała się czymś, co zostało wykluczone, a ludzie zajmowali się raczej byciem niezwykłymi, upiększonymi. Nie takimi, jakimi są, lecz takimi, jakimi inni chcieliby ich widzieć. Ja to odczuwałem także w sobie i dlatego postanowiłem, że o tym będzie ta płyta.
-Płyta „Kundel” to także zaskakująca i eksperymentalna współpraca z Taco Hemingwayem. Raper gościnnie wystąpił w utworze „A miało być jak we śnie”. No i teraz mamy zapowiedź kontynuacji tej współpracy. Czy na nowym albumie Taco będziemy mogli usłyszeć np. rapującego Artura Rojka?
-Nie, nie. Artur Rojek nie potrafi rapować, tak samo, jak Taco Hemingway nie potrafi śpiewać. Ale potrafi rapować. Ja na tej płycie będę sobą. Ta współpraca nie polegała na tym, że mieliśmy się zmieniać w kogoś innego na naszych nagraniach. Bardziej chodziło o to, że doszliśmy w pewnym momencie do wniosku, że gadamy o podobnych rzeczach. On o tym rapuje, a ja śpiewam. Jego płyta jest też trochę związana z postacią „Kundla”… ale nie mogę o tym na razie mówić.
A z Arturem Rojkiem rozmawiała Ola Szocik.